Ide sobie przez park. Federico pcha wozek z nasza kochana Stephanie i idziemy szczesliwa rodzina. Nagle zauwazylam Tomasa ktory obsciskuje sie z jakas inna babka. Szczerze? Zabolalo mnie to, poczulam uklucie w sercu. Usmiech z mojej twarzy zmyl sie momentalnie zmazal sie z mojej twarzy. Federico to zauwazyl.
-Skarbie, wszystko w porzadku? -zapytal z troska Fede.
-Ymm, tak. -usmiechnelam sie sztucznie. Dalej spacerowalismy po parku. Postanowilismy, ze odpoczniemy. W tym celu usiedlismy na lawce. Odwrocilam wozek, aby Steph byla przodem do nas. Usmiechala sie slodko i ssala smoczek. Federico objal mnie ramieniem i cmoknal w policzek.
-Dziekuje. -wyszeptalam cicho i cmoknelam go w policzek. Nagle do nas podszedl Tomas ze swoja lafirynda.
-Czesc. -powiedzial Tomas.
-Czego chcesz? -wstal Federico.
-Zauwazylem ze szczesliwa rodzinke stworzyliscie. -powiedzial Tomas jak jakis bandzior.
-Spier*alaj. -popchnal go Fede i od razu odeszli. Nie rozumiem ich.
-Ludmila mozemy pogadac.? -powiedzial Tomas. -Na osobnosci. -dal na to zdanie nacisk.
-No dobrze. -zgodzilam sie i poszlismy daleko, za budke z lodami, ktora byla 5 metrow dalej od parku.
-O co chodzi? -zapytalam. Zaczal sie do mnie jakos dziwnie zblizac. -Co ty robisz? -zapytalam zaniepokojona.
-Nie! -krzyknelam. ~Uff, to tylko sen. ~ pomyslalam
-Skarbie, co sie stalo? -zapytal Tomas
-Nic, to tylko zly sen. - Tomas podniosl sie na lokciach, przysunal mnie do siebie i namietnie pocalowal.
-Kocham cie. -szepnal. Nic nie odpowiedzialam. On mnie znowu namietnie pocalowal. Jego reka
powedrowala na sam koniec mojej koszulki. Powoli zaczal mi ja ze mnie sciagac, jednak nie udalo mu sie, bo w pore go odepchnelam.
-Nie moge. -mowilam z placzem w glosie
-Co, dlaczego? -zapytal
-Po prostu nie moge. -wstalam i poszlam do lazienki sie ogarnac.
*Leon*
Jestesmy juz w domu a bole brzucha nie mijaja. Violetta juz spi a mnie skreca z bolu.
-Violetta. -zaszeptalem. -Violetta. -powiedzialem glosniej. -Violetta! -krzyknalem
-Co!? -odkrzyknela
-Spisz? -zapytalem
-Tak spie. -odpowiedziala ze smiechem. -O co chodzi? -zapytala z powaga
-Brzuch mnie boli i skora swedzi. -powiedzialem
-Aha, wiedzialam! -powiedziala jak jakas perfekcyjna pani zycia. -Za duzo slodyczy. Za 5 minut masz byc na dole. Wstala i poszla na dol. Ja wlozylem koszulke bo nie oszukujmy sie, nie rozpalilem w piecu i jest zimno.
-Jestem. -powiedzialem wchodzac zaspany do kuchni.
-Gdzie cie boli? -zapytala dotykajac moj brzuch.
-Auuu! -krzyknalem z bolu
-Zaladek. -powiedziala idac do szafki z lekarstwami. Dala mi ogromna tabletke do polkniecia. Polknalem ja w trymiga.
-I co jeszcze skora swedzi? -zapytala
-Tak. -odpowiedzialem drapiac sie. Viola wziela reke i zobaczyla krosty.
-Hmm, mialkes ospe? -zapytala
-A co ja -odpowiedzialem idiotycznie. Violetta siegnela po telefon i wykrecila czyis numer.
-Do kogo dzwonisz? -zapytalem
-Do twojej matki. -odpowiedziala przykladajac sluchawke do ucha.
*Rozmowa*
M: Halo, Violetta?
V: Tak, przepraszam ze tak pozno dzwonie ale Leon ma bole brzucha. Dalam mu juz tabletke od bolu brzucha, ale ma tez jakies dziwne krosty jakby ospa czy rozyczka. Moze mi mama cos poradzic?
-I co? -zapytalem bo dziwnie patrzyla sie w ten telefon
-Rozlaczyla sie. -odpowiedziala. Od razu uslyszelismy jak podjezdza samochod. I teraz dzwonek.
-Otworze! -wykrzyknela Vilu i poszla otworzyc. Poszedlem razem z nia. W drzwiach stala moja matka.
-Tak? -powiedzialem
-Leon, syneczku. -weszla do domu i zaczela targac mnie po policzkach jak to stare babcie robia.
-Mamo, wszystko w porzadku. -powiedzialem. Policzki mnie juz bola.
-Veronica, juz wszystko w porzadku. -Viola pomagala mi ja ode mnie odciagnac.
-Uff -westchnalem. Naszczescie juz skonczyla.
-Pokaz krosteczki. -powiedziala mama jak do malego dziecka
-Mamo -westchnalem.
-Co dzisiaj jadles skarbenku? -zapytala
-Mamo! -wykrzyknalem
-Tort mojej Olenki i dwie miski zelkow. -spojrzala na mnie idiotycznie i dala nacisk na ''dwie miski zelkow''.
-Jaki tort? -zapytala podejrzliwie
-Nie wiem, chyba waniliowy, albo ... -Violetta zbystrzala
-TRUSKAWKOWY! -powiedziala mama i Vilu z krzykiem i strachem
- I co z tego? -zapytalem jak idiota.
-Skarbie. - Violetta dala mi z liscia w twarz. -Auuuu! -krzyknalem z bolu. -A to za co? -zapytalem z glupia mina.
-Pomysl. -przewrocila Vilu oczami.
- ALERGIA!! -krzyknela mama
-No tak, alergia na truskawki. -powiedzialem obojetnie. -TRUSKAWKI!! -krzyknalem
-Brawo, cukielecka nie dostanies. -powiedziala Violetta do mnie jak do dziecka.
-To co robimy? -zapytalem
-Jedziemy do lekarza. -odparla mama
// 30 min pozniej \\
Jestemy juz na poczekalni w szpitalu. Oszalec mozna jest 00:00, brzuch mnie juz nie boli ale te krosty, to masakra. Violka i mama spia mi na ramieniu. Ku*wa, maja wygodna poduszke.
-Verdas. -powiedziala lekarka. Wstalem i Vilu z mama upadly na krzesla.
-Wstajemy. -powiedzialem i poszedlem do gabinetu. Za mna Vilu i mama.
// rano \\
*Natalia*
-Maxi, do roboty! -krzyknelam z kuchni.
-Yyyyyy! -westchnal Maxi z sypialni
-Ale juz! -krzyknelam
-Yyyyyy! -westchnal jeszcze glosniej
-Maxi, do cholery jasnej, do roboty sie szykuj!! -krzyknelam
-Yyyyyyyy! -westchnal. Ku*wa jeszcze gorszy od malego dziecka.
-Do jasnej cholery. -powiedzialam cicho. -MAXI! -krzyknelam
-Co?! -krzyknal
-Powtarzam ci od 5-ciu minut! -odkrzyknelam
-Aha, czyli mam spac, zgoda. -odkrzyknal. Wkurzylam sie i poszlam na gore. Stoje juz w drzwiach, a ten sobie spi. No ja ku*wa nie wyrabiam. Poszlam do toalety. Nalalam wode do kubeczka. Poszlam do sypialni. Och, jak on slodko spi. Machnelam reka i oblalam go po twarzy. Maxi sie zerwal z lozka.
-C-co sie dzieje?! -wykrzyknal. Podeszlam do niego zdezorientowana.
-Nie wiem. -schowalam kubek za plecy i odpowiedzialam jak pusta blondyna. -Ale wiem -powiedzialam lagodnie -Ze trzeba isc do Studio. -krzyknelam mu w twarz i pokazalam reka aby poszedl do lazienki. Tak tez zrobil.
*Angeles*
Dzisiaj ma przyjechac jakas pracownica do Germana, bo sie '' przemeczal '' i nie dal rady. Jest harmider w domu, tylko ja jedyna jestem spokojna. Szykuje sie do pracy, no bo dyrektor musi zawsze byc.
// po pracy \\
Wlanie wracam z pracy. Ide sobie spacerkiem przez park, bo glowa mnie boli i mysle, ze swieze powietrze pomoze. Juz wychodze z parku, a z parku do domu to rzut beretem. Juz stoje przy drzwiach, otwieram je. Nagle z kuchni wyszla ... Esmeralda?! Co ona tutaj robi?!
-Dziendobry -powiedzialam niepewnie
-O, Angie. - powiedziala Esmeralda. -Witaj. -podeszla do mnie.
-Dawno sie nie widzialysmy. -powiedzialam udajac mila
-Tak, a co u was slychac? -zapytala z tym swoim kiczowatym usmieszkiem, ktory kladl na kolana wszystkich mezczyzn.
-A dobrze, wlasnie jestem z Germanem w szczesliwym zwiazku. -dalam nacisk na '' jestem z Germanem w szczesliwym zwiazku '' . A co, niech na malpa wie, ze German jest moj. -A co u ciebie? -zapytalam sztucznie
-A dobrze. Gratulacje, a teraz przepraszam. Musze isc do Germana. -powiedziala i poszla do gabinetu. Yyyych, jak ja jej nie cierpie. A tylko mi sie zblizy do Germana. Odgarnelam wlosy i poszlam do sypialni przebrac sie. Wybralam kwiecista bluzke i czarne rurki. Postanowilam sie przewietrzyc. Wyszlam na spacer. Nie chce mi sie tu siedziec w towarzystwie tego babska. Od racu atmosfera staje sie '' nieczysta '' . Ide sobie przez park. Nagle wpadlam na Jackie. Boze, dzisiaj to chyba najgorszy dzien.
-Angie? -zapytala. -Czesc. -przytulila mnie. Co ona knuje.
-Czesc. -odsunelam sie. -Co slychac? -zapytalam jakby mnie to interesowalo.
-A wszystko w porzadku. Nie wiem czy zauwazylas, ale jestem w ciazy. -powiedziala z usmiechem
-Ach, gratulacje. -usmiechnelam sie sztucznie . -Ja musze juz isc. Przepraszam. -i poszlam dalej. Nie chcialo mi sie na nia patrzec. Kilka lat temu traktowala mnie jak jakiegos smiecia, a teraz... Szkoda. gadac.
*Tomas*
Ludmila od tej nocy jest jakas taka dziwna. Wcale sie do mnie nie odzywa i ciagle siedzi i oglada jakies idiotyczne seriale.
-Nie. Ty idioto, nie mozesz stracic Katy! -uslyszalem glos Lu. Yhh, oszalesc mozna.
-Skarbie. - usiadlem obok niej i ja objalem ramieniem. Ta od razu sie odsunela. -Jak sie czujesz? -zapytalem z troska.
-Dobrze - powiedziala smetnie, wstala i poszla do kuchni. Ja pobieglem za nia. Zlapalem ja w talii i
trzymalem ja na rekach.
-Zostaw mnie! -chciala sie wyrwac lecz jej sie nie udalo. Po chwili ja namietnie pocalowalem. Nie odwzajemnila mojego pocalunku tylko odpychala sie. Posadzilem ja na blacie.
- Skarbie, co jest? -zapytalem z troska
-Tomas, ja.... -zaczela
-Co Ludmila? -zapytalem i polozylem swoja reke na jej policzku.
-Ja ... ja cie .... -przerwala
-Ty mnie co? -zapytalem spokojnie
-Z .. zdd - usta zaczely jej drzec. Patrzylem sie na nia i czekalem az cos powie. -Zdrr .. -i znowu zadrzaly.
-Nie boj sie. -powiedzialem z usmiechem
-Zdradzilam -wyszeptala. Ta od razu sie rozplakala. Jak ona mogla? Ku*wa mac! I jeszcze placze, o jaka.
__________
Huehue, to taki rozdzial XD
Spoznilam sie, no ale dzien w to a w to, to bez roznicy . ?
Mam nadzieje, ze sie podoba.
Reakcja Tomasa, w nastepnym rozdziale.
To pozdro i do nastepnegoo ;)
~Nicole