*Violetta*
Siedzimy wszyscy przy stole. Tata powiedzial ze maja wpasc jeszcze jacys inni goscie. Ciekawi mnie kto to. Zaczelam pic szklanke wody, az tu nagle do salonu weszla Lara z jakims kolesiem i Diego z Jess. Wyplulam picie prosto w twarz Ramallo.
-Och, przepraszam. -wstalam
-Nie przejmuj sie. -powiedzial Ramallo.
-Juz biegne Ramallito. -biegla Olga ze szmateczka i zaczela go wycierac. Podeszlam z Leonem do gosci. Przywitalam sie ze wszystkimi oprocz z tym gosciem Lary. Podszedl do mnie.
-Czesc, jestem Jack. -wyciagnal reke
-Violetta Verdas. -podalam reke i sie zyczliwie usmiechnelam.
-Zapraszam do stolu. -oznajmila Olga. Tak tez zrobilismy. Usiadlam obok Leona i Angie, Jack obok Leona i mnie. Ciekawe o czym tak beda gadac. Najpierw zjedlismy pierwsze danie - zupe grzybowa. Olga co jak co ale zupy robi dobre.
-Smakuje ci Ramallo? -zapytala Olga patrzac sie na Ramallo jak na Boga jakiegos. On nic nie odpowiedzial. Olga tylko przewrocila oczami i zabrala puste miski.
-Violetta, wyjdziesz ze mna sie przewietrzyc? -zapytala Lara. Pomachalam pozytywnie glowa i poszlam razem z nia przed dom.
-I jak, opowiadaj. Jaki jest Jack? -zapytalam. W tym momencie Lara podpalila papierosa
-Spoko -dmuchnela dymem
-Tylko tyle? A po drugie mialas nie palic. -oznajmilam
-Kto tak powiedzial? -pociagnela papierosa
-Nikt, ale nie mozesz! -odebralam jej papierosa i go zgasilam
-Chcesz klotni? -zapytala
-Nie, tylko pogadaj ze mna, a nie tylko '' SPOKO ''. -odpowiedzialam
-No dobra. - usiadla na lawke. -Mialam z nim juz pierwszy raz. -odpowiedziala
-Serio!? I jak bylo? -zapytalam z usmiechem
-Extra, ale jest minus. -odpowiedziala ze skrzywiona mina
-Co? Jaki? -zapytalam
-Ja ... -zaczela sie jakac
-Ty co? -zapytalam
-Jestem w ciazy. -wydusila
-Gratulacje! -przytulilam ja. Ona sie odsunela.
-Gratulacje? -zapytala ze lzami w oczach.
-Dlaczego placzesz? -zapytalam wspolczujac jej
-Tata mnie zabije. -wybuchla placzem. Przytulilam ja.
-Co chcesz zrobic? -zapytalam
-Jutro jade usunac to dziecko. Poki nie jest za pozno. -odpowiedziala ocierajac lzy
-Wszystko w porzadku? -zapytal wchadzac do nas Leon
-Tak, wlasnie idziemy. -odwrocilam go od zaplakanej Lary i poszlismy do gosci. Lara po kilku minutach przyszla. Zjedlismy na glowne danie lososia na parze. Leon i Diego jak dzieci i czekali na deser Olgi. Nie oszukujmy sie, Olga robi dobre desery.
-Jesli nie bedziecie cicho to nie dostaniecie. -powiedzialam
-Chcemy deser! -zaczeli jeszcze glosniej no samo powtarzac. Olga weszla z deserem i postawila go na stole. Leon wzial pierwszy talerzyk z lyzeczka i Olga polozyla mu te ciasto. Potem byl Diego i reszta. Byl bardzo dobry. Nie moglam rozpoznac tego smaku. Leon po 30 sekundach zjadl jeden kawalek.
-Prosze o dokladke. -powiedzial. Olga mu nalozyla jeszcze kawalek.
-Jedz wolniej. -powiedzialam mu cicho. Ten nie posluchal i nadal jadl szybko. On mnie od rana denerwuje.
-Moge jeszcze kawalek? -zapytal
-Alez oczywiscie -zaczela kroic kawalek dla Leona. Juz Leon mial wziac, ale ja bylam sprytniejsza i pierwsza wzielam.
-Juz ci wystarczy kotek. -powiedzialam do Leona i sama zaczelam kosztowac tortem. Leon tylko sie na mnie patrzyl z wyrzutem. Ja ignorowalam jego spojrzenia. Nagle zauwazylam, ze Leon sie '' kuli '' tak jakby bolal go brzuch. Wiedzialam ze tak bedzie. Ale, niech ma za swoje. Ciekawe jak dlugo bedzie sie ''skrywal''.
*Leon*
Brzuch zaczyna mnie pobolewac. Chyba za duzo tortu. I skora zaczyna mnie swedziec.
-Violu, mozemy pogadac? -zapytalem szeptem.
-My zaraz wrocimy. -powiedziala Vilu i poszlismy na drugie pietro.
-O co chodzi? -zapytala i spojrzala na mnie takim glupim wzrokiem
-Wiesz... Zmeczony jestem. -sklamalem
-Serio? -zapytala idiotycznie jakby wszystko wiedziala. Nie chce, aby to znowy ona miala racje.
-Serio. -przewrocilem oczami.
-No to posiedzimy jeszcze 1h i pojedziemy. -powiedziala i zeszla na dol. Ja pobieglem do toalety. Juz sie boje co to bedzie.
*Francesca*
Siedze w salonie z telefonem w reku. Mama dzwonila wczoraj i mowi ze ma dla nas niespodzianke. Juz sie boje. O, wlasnie zadzwonil telefon.
*Rozmowa*
F: Ciao Mamma.
M:Ciao Francesca!
F:Cual e la sopresa?
M:Vi comprato bigletti per gli Italia!
F:Davvero? Quando?
M: 13 Novembre!
F:Per quanto tempo?
M:Per quanto tempo si desidera!
F:Grazie Mamma!
M:Niente affatto!
F:Grazie, ti amo!
M:Ti amo!
F:Arrivederci!
M:Arrivederci Francesca.
Nie wierze! Lecimy do Wloch! I to w dodatku dzien przed slubem Cami!
-Marcoo! -krzyknelam
-Tak? -przybiegl
-Lepiej usiadz. -powiedzialam zalamana
-Co sie stalo? -zapytal z troska
- 13 lisopada, czyli dzien przed slubem Camili, lecimy do Wloch. -powiedzialam i sie do niego przytulilam
-I co, nie cieszysz sie? -zapytal
-Sama nie wiem. Z jednej strony ciesze sie, ze spotkam sie z rodzina, a z drugiej, nie bedzie nas na slubie Camili i bede tesknic. -zaczelam cicho szlochac
-Na jak dlugo? -zapytal ocierajac mi lzy
-Jak dlugo bedziemy chcieli. -odpowiedzialam spokojniej
-A czym ty sie przejmujesz? -zapytal
-Cami! -krzyknelam i poszlam do kuchni. Marco nadal siedzial na kanapie i sie gapil jak duren. Postanowilam zadzwonic do Ludmi. Jest przyjaciolka godna zaufania i umie podniesc na duchu. Zawsze mi pomoze. Nie tylko mi. Wszystkim pomoze i doradzi.
*Rozmowa*
L: Czesc Francesca!
F: Czesc Ludmila, co slychac?
L: A dobrze, wlasnie leze sobie i odpoczywam a co u ciebie?
F: Mam maly dylemat.
L: Jaki?
F: 13 listopada mamy wyjechac do Wloch, i to dzien przed slubem Camili!
L: I co zamierzasz zrobic?
F: Nie wiem! Nie chce zawiesc Camili, przeciez jestem jej swiadkowa.
L: Fran, powiedz co czujesz jak myslisz o Wlochach, ze tam pojedziesz?
F: Szczescie, ze moge spotkac sie z rodzina, ze wroce na jakis czas do rodzinnego miasta jak i panstwa, ale jesli zaczynam myslec o slubie to czuje niechec.
L: Powinnas leciec do Wloch. To twoje rodzinne miasto, a z Cami widzisz sie na codzien. Na pewno cie zrozumie. Jestescie Best Friends Forever. Wezmie kogos innego. Nie przejmuj sie, ale jesli ci zalezy na tym to zostan.
F: Mowisz?
L: Tak
F: Zawsze moge na ciebie liczyc. Dziekuje.
L: Ah, nie ma za co. Ja musze konczyc. Pozdrow Marco.
F: Oczywiscie, a ty Tomasa.
L: Pewnie. Pa, Buziak
F: Buziak
-I jak, ploteczki sie udaly? -zapytal usmiechniety Marco wchodzac do kuchni
-Alez oczywiscie -zasmialam sie
-O widze, ze sie humorek poprawil.
-Troche lepiej. -podeszlam do niego i cmoknelam go w policzek. -Dziekuje. -powiedzialam
-Za co? -zapytal
-Za to, ze jestes. -pocalowalam go namietnie, ale gdy mialam sie odsunac, on mnie do siebie przysunal. Swoje usta skierowal na moja szyje.
-Marco, tak mi nie pomozesz. - mowilam, ale ten nie przestawal.
-Serio, a widze na twojej twarzy usmiech. - mowil przez pocalunki
-Uspokoj sie. -powiedzialam i zaczelam sie wyrwac. Jest! Udalo sie.
-Masz szlaban! -krzyknelam
-Na co niby? -zasmial sie glupio
-Na .... mnie! -wykrzyknelam i poszlam do toalety. Zamknelam sie, bo Marco by wszedl.
_____________
The end! Nuda na puda :/ Nastepny bedzie lepszy. Mam nadzieje, ze sie podoba.
Do nastepnegooo :*****
Hej ! Piszę w sprawie szablonu który u mnie zamówiłaś :) Z przykrością informuje że zdjecia są niestety za małe abym mogła coś z nich wykonać .
OdpowiedzUsuńJeśli znajdziesz inne wyślij je na personaldream1@gmail.com
Już wysłałam :3
Usuń