środa, 29 stycznia 2014

Opowiadanie , Rozdzial 30 ~ Zdradzilam.

*Ludmila*

Ide sobie przez park. Federico pcha wozek z nasza kochana Stephanie i idziemy szczesliwa rodzina. Nagle zauwazylam Tomasa ktory obsciskuje sie z jakas inna babka. Szczerze? Zabolalo mnie to, poczulam uklucie w sercu. Usmiech z mojej twarzy zmyl sie momentalnie zmazal sie z mojej twarzy. Federico to zauwazyl.
-Skarbie, wszystko w porzadku? -zapytal z troska Fede.
-Ymm, tak. -usmiechnelam sie sztucznie. Dalej spacerowalismy po parku. Postanowilismy, ze odpoczniemy. W tym celu usiedlismy na lawce. Odwrocilam wozek, aby Steph byla przodem do nas. Usmiechala sie slodko i ssala smoczek. Federico objal mnie ramieniem i cmoknal w policzek.
-Dziekuje. -wyszeptalam cicho i cmoknelam go w policzek. Nagle do nas podszedl Tomas ze swoja lafirynda.
-Czesc. -powiedzial Tomas.
-Czego chcesz? -wstal Federico.
-Zauwazylem ze szczesliwa rodzinke stworzyliscie. -powiedzial Tomas jak jakis bandzior.
-Spier*alaj. -popchnal go Fede i od razu odeszli. Nie rozumiem ich.
-Ludmila mozemy pogadac.? -powiedzial Tomas. -Na osobnosci. -dal na to zdanie nacisk.
-No dobrze. -zgodzilam sie i poszlismy daleko, za budke z lodami, ktora byla 5 metrow dalej od parku. 
-O co chodzi? -zapytalam. Zaczal sie do mnie jakos dziwnie zblizac. -Co ty robisz? -zapytalam zaniepokojona. 

-Nie! -krzyknelam. ~Uff, to tylko sen. ~ pomyslalam
-Skarbie, co sie stalo? -zapytal Tomas
-Nic, to tylko zly sen. - Tomas podniosl sie na lokciach, przysunal mnie do siebie i namietnie pocalowal.
-Kocham cie. -szepnal. Nic nie odpowiedzialam. On mnie znowu namietnie pocalowal. Jego reka
powedrowala na sam koniec mojej koszulki. Powoli zaczal mi ja ze mnie sciagac, jednak nie udalo mu sie, bo w pore go odepchnelam.
-Nie moge. -mowilam z placzem w glosie
-Co, dlaczego? -zapytal
-Po prostu nie moge. -wstalam i poszlam do lazienki sie ogarnac.


*Leon*
Jestesmy juz w domu a bole brzucha nie mijaja. Violetta juz spi a mnie skreca z bolu.
-Violetta. -zaszeptalem. -Violetta. -powiedzialem glosniej. -Violetta! -krzyknalem
-Co!? -odkrzyknela
-Spisz? -zapytalem
-Tak spie. -odpowiedziala ze smiechem. -O co chodzi? -zapytala z powaga
-Brzuch mnie boli i skora swedzi. -powiedzialem
-Aha, wiedzialam! -powiedziala jak jakas perfekcyjna pani zycia. -Za duzo slodyczy. Za 5 minut masz byc na dole. Wstala i poszla na dol. Ja wlozylem koszulke bo nie oszukujmy sie, nie rozpalilem w piecu i jest zimno.
-Jestem. -powiedzialem wchodzac zaspany do kuchni.
-Gdzie cie boli? -zapytala dotykajac moj brzuch.
-Auuu! -krzyknalem z bolu
-Zaladek. -powiedziala idac do szafki z lekarstwami. Dala mi ogromna tabletke do polkniecia. Polknalem ja w trymiga.
-I co jeszcze skora swedzi? -zapytala
-Tak. -odpowiedzialem drapiac sie. Viola wziela reke i zobaczyla krosty.
-Hmm, mialkes ospe? -zapytala
-A co ja -odpowiedzialem idiotycznie. Violetta siegnela po telefon i wykrecila czyis numer.
-Do kogo dzwonisz? -zapytalem
-Do twojej matki. -odpowiedziala przykladajac sluchawke do ucha.

*Rozmowa*
M: Halo, Violetta?
V: Tak, przepraszam ze tak pozno dzwonie ale Leon ma bole brzucha. Dalam mu juz tabletke od bolu brzucha, ale ma tez jakies dziwne krosty jakby ospa czy rozyczka. Moze mi mama cos poradzic?


-I co? -zapytalem bo dziwnie patrzyla sie w ten telefon
-Rozlaczyla sie. -odpowiedziala. Od razu uslyszelismy jak podjezdza samochod. I teraz dzwonek.
-Otworze! -wykrzyknela Vilu i poszla otworzyc. Poszedlem razem z nia. W drzwiach stala moja matka.
-Tak? -powiedzialem

-Leon, syneczku. -weszla do domu i zaczela targac mnie po policzkach jak to stare babcie robia.
-Mamo, wszystko w porzadku. -powiedzialem. Policzki mnie juz bola.
-Veronica, juz wszystko w porzadku. -Viola pomagala mi ja ode mnie odciagnac.
-Uff -westchnalem. Naszczescie juz skonczyla.
-Pokaz krosteczki. -powiedziala mama jak do malego dziecka
-Mamo -westchnalem.
-Co dzisiaj jadles skarbenku? -zapytala
-Mamo! -wykrzyknalem
-Tort mojej Olenki i dwie miski zelkow. -spojrzala na mnie idiotycznie i dala nacisk na ''dwie miski zelkow''.
-Jaki tort? -zapytala podejrzliwie
-Nie wiem, chyba waniliowy, albo ... -Violetta zbystrzala
-TRUSKAWKOWY! -powiedziala mama i Vilu z krzykiem i strachem
- I co z tego? -zapytalem jak idiota.
-Skarbie. - Violetta dala mi z liscia w twarz. -Auuuu! -krzyknalem z bolu. -A to za co? -zapytalem z glupia mina.
-Pomysl. -przewrocila Vilu oczami.
- ALERGIA!! -krzyknela mama
-No tak, alergia na truskawki. -powiedzialem obojetnie. -TRUSKAWKI!! -krzyknalem
-Brawo, cukielecka nie dostanies. -powiedziala Violetta do mnie jak do dziecka.
-To co robimy? -zapytalem
-Jedziemy do lekarza. -odparla mama

// 30 min pozniej \\

Jestemy juz na poczekalni w szpitalu. Oszalec mozna jest 00:00, brzuch mnie juz nie boli ale te krosty, to masakra. Violka i mama spia mi na ramieniu. Ku*wa, maja wygodna poduszke.
-Verdas. -powiedziala lekarka. Wstalem i Vilu z mama upadly na krzesla.
-Wstajemy. -powiedzialem i poszedlem do gabinetu. Za mna Vilu i mama.

// rano \\

*Natalia*
-Maxi, do roboty! -krzyknelam z kuchni.
-Yyyyyy! -westchnal Maxi z sypialni
-Ale juz! -krzyknelam
-Yyyyyy! -westchnal jeszcze glosniej
-Maxi, do cholery jasnej, do roboty sie szykuj!! -krzyknelam
-Yyyyyyyy! -westchnal. Ku*wa jeszcze gorszy od malego dziecka.
-Do jasnej cholery. -powiedzialam cicho. -MAXI! -krzyknelam
-Co?! -krzyknal
-Powtarzam ci od 5-ciu minut! -odkrzyknelam
-Aha, czyli mam spac, zgoda. -odkrzyknal. Wkurzylam sie i poszlam na gore. Stoje juz w drzwiach, a ten sobie spi. No ja ku*wa nie wyrabiam. Poszlam do toalety. Nalalam wode do kubeczka. Poszlam do sypialni. Och, jak on slodko spi. Machnelam reka i oblalam go po twarzy. Maxi sie zerwal z lozka.
-C-co sie dzieje?! -wykrzyknal. Podeszlam do niego zdezorientowana.
-Nie wiem. -schowalam kubek za plecy i odpowiedzialam jak pusta blondyna. -Ale wiem -powiedzialam lagodnie -Ze trzeba isc do Studio. -krzyknelam mu w twarz i pokazalam reka aby poszedl do lazienki. Tak tez zrobil.

*Angeles*
Dzisiaj ma przyjechac jakas pracownica do Germana, bo sie '' przemeczal '' i nie dal rady. Jest harmider w domu, tylko ja jedyna jestem spokojna. Szykuje sie do pracy, no bo dyrektor musi zawsze byc.

// po pracy \\

Wlanie wracam z pracy. Ide sobie spacerkiem przez park, bo glowa mnie boli i mysle, ze swieze powietrze pomoze. Juz wychodze z parku, a z parku do domu to rzut beretem. Juz stoje przy drzwiach, otwieram je. Nagle z kuchni wyszla ... Esmeralda?! Co ona tutaj robi?!
-Dziendobry -powiedzialam niepewnie
-O, Angie. - powiedziala Esmeralda. -Witaj. -podeszla do mnie.
-Dawno sie nie widzialysmy. -powiedzialam udajac mila
-Tak, a co u was slychac? -zapytala z tym swoim kiczowatym usmieszkiem, ktory kladl na kolana wszystkich mezczyzn.
-A dobrze, wlasnie jestem z Germanem w szczesliwym zwiazku. -dalam nacisk na '' jestem z Germanem w szczesliwym zwiazku '' . A co, niech na malpa wie, ze German jest moj. -A co u ciebie? -zapytalam sztucznie
-A dobrze. Gratulacje, a teraz przepraszam. Musze isc do Germana. -powiedziala i poszla do gabinetu. Yyyych, jak ja jej nie cierpie. A tylko mi sie zblizy do Germana. Odgarnelam wlosy i poszlam do sypialni przebrac sie. Wybralam kwiecista bluzke i czarne rurki. Postanowilam sie przewietrzyc. Wyszlam na spacer. Nie chce mi sie tu siedziec w towarzystwie tego babska. Od racu atmosfera staje sie '' nieczysta '' .  Ide sobie przez park. Nagle wpadlam na Jackie. Boze, dzisiaj to chyba najgorszy dzien.
-Angie? -zapytala. -Czesc. -przytulila mnie. Co ona knuje.
-Czesc. -odsunelam sie. -Co slychac? -zapytalam jakby mnie to interesowalo.
-A wszystko w porzadku. Nie wiem czy zauwazylas, ale jestem w ciazy. -powiedziala z usmiechem
-Ach, gratulacje. -usmiechnelam sie sztucznie . -Ja musze juz isc. Przepraszam. -i poszlam dalej. Nie chcialo mi sie na nia patrzec. Kilka lat temu traktowala mnie jak jakiegos smiecia, a teraz... Szkoda. gadac.

*Tomas*
Ludmila od tej nocy jest jakas taka dziwna. Wcale sie do mnie nie odzywa i ciagle siedzi i oglada jakies idiotyczne seriale.
-Nie. Ty idioto, nie mozesz stracic Katy! -uslyszalem glos Lu. Yhh, oszalesc mozna.
-Skarbie. - usiadlem obok niej i ja objalem ramieniem. Ta od razu sie odsunela. -Jak sie czujesz? -zapytalem z troska.
-Dobrze - powiedziala smetnie, wstala i poszla do kuchni. Ja pobieglem za nia. Zlapalem ja w talii i
trzymalem ja na rekach.
-Zostaw mnie! -chciala sie wyrwac lecz jej sie nie udalo. Po chwili ja namietnie pocalowalem. Nie odwzajemnila mojego pocalunku tylko odpychala sie. Posadzilem ja na blacie.
- Skarbie, co jest? -zapytalem z troska
-Tomas, ja.... -zaczela
-Co Ludmila? -zapytalem i polozylem swoja reke na jej policzku.
-Ja ... ja cie .... -przerwala
-Ty mnie co? -zapytalem spokojnie
-Z .. zdd - usta zaczely jej drzec. Patrzylem sie na nia i czekalem az cos powie. -Zdrr .. -i znowu zadrzaly.
-Nie boj sie. -powiedzialem z usmiechem
-Zdradzilam -wyszeptala. Ta od razu sie rozplakala. Jak ona mogla? Ku*wa mac! I jeszcze placze, o jaka.

__________

Huehue, to taki rozdzial XD
Spoznilam sie, no ale dzien w to a w to, to bez roznicy . ?
Mam nadzieje, ze sie podoba.
Reakcja Tomasa, w nastepnym rozdziale.
To pozdro i do nastepnegoo ;)

~Nicole

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Opowiadanie , Rozdzial 29 ~ Masz szlaban!

*Violetta*
Siedzimy wszyscy przy stole. Tata powiedzial ze maja wpasc jeszcze jacys inni goscie. Ciekawi mnie kto to. Zaczelam pic szklanke wody, az tu nagle do salonu weszla Lara z jakims kolesiem i Diego z Jess. Wyplulam picie prosto w twarz Ramallo.
-Och, przepraszam. -wstalam
-Nie przejmuj sie. -powiedzial Ramallo.
-Juz biegne Ramallito. -biegla Olga ze szmateczka i zaczela go wycierac. Podeszlam z Leonem do gosci. Przywitalam sie ze wszystkimi oprocz z tym gosciem Lary. Podszedl do mnie.
-Czesc, jestem Jack. -wyciagnal reke
-Violetta Verdas. -podalam reke i sie zyczliwie usmiechnelam.
-Zapraszam do stolu. -oznajmila Olga. Tak tez zrobilismy. Usiadlam obok Leona i Angie, Jack obok Leona i mnie. Ciekawe o czym tak beda gadac. Najpierw zjedlismy pierwsze danie - zupe grzybowa. Olga co jak co ale zupy robi dobre.
-Smakuje ci Ramallo? -zapytala Olga patrzac sie na Ramallo jak na Boga jakiegos. On nic nie odpowiedzial. Olga tylko przewrocila oczami i zabrala puste miski.
-Violetta, wyjdziesz ze mna sie przewietrzyc? -zapytala Lara. Pomachalam pozytywnie glowa i poszlam razem z nia przed dom.
-I jak, opowiadaj. Jaki jest Jack? -zapytalam. W tym momencie Lara podpalila papierosa
-Spoko -dmuchnela dymem
-Tylko tyle? A po drugie mialas nie palic. -oznajmilam
-Kto tak powiedzial? -pociagnela papierosa
-Nikt, ale nie mozesz! -odebralam jej papierosa i go zgasilam
-Chcesz klotni? -zapytala
-Nie, tylko pogadaj ze mna, a nie tylko '' SPOKO ''. -odpowiedzialam
-No dobra. - usiadla na lawke. -Mialam z nim juz pierwszy raz. -odpowiedziala
-Serio!? I jak bylo? -zapytalam z usmiechem
-Extra, ale jest minus. -odpowiedziala ze skrzywiona mina
-Co? Jaki? -zapytalam
-Ja ... -zaczela sie jakac
-Ty co? -zapytalam
-Jestem w ciazy. -wydusila
-Gratulacje! -przytulilam ja. Ona sie odsunela.
-Gratulacje? -zapytala ze lzami w oczach.
-Dlaczego placzesz? -zapytalam wspolczujac jej
-Tata mnie zabije. -wybuchla placzem. Przytulilam ja.
-Co chcesz zrobic? -zapytalam
-Jutro jade usunac to dziecko. Poki nie jest za pozno. -odpowiedziala ocierajac lzy
-Wszystko w porzadku? -zapytal wchadzac do nas Leon
-Tak, wlasnie idziemy. -odwrocilam go od zaplakanej Lary i poszlismy do gosci. Lara po kilku minutach przyszla. Zjedlismy na glowne danie lososia na parze. Leon i Diego jak dzieci i czekali na deser Olgi. Nie oszukujmy sie, Olga robi dobre desery.
-Jesli nie bedziecie cicho to nie dostaniecie. -powiedzialam
-Chcemy deser! -zaczeli jeszcze glosniej no samo powtarzac. Olga weszla z deserem i postawila go na stole. Leon wzial pierwszy talerzyk z lyzeczka i Olga polozyla mu te ciasto. Potem byl Diego i reszta. Byl bardzo dobry. Nie moglam rozpoznac tego smaku. Leon po 30 sekundach zjadl jeden kawalek.
-Prosze o dokladke. -powiedzial. Olga mu nalozyla jeszcze kawalek.
-Jedz wolniej. -powiedzialam mu cicho. Ten nie posluchal i nadal jadl szybko. On mnie od rana denerwuje.
-Moge jeszcze kawalek? -zapytal
-Alez oczywiscie -zaczela kroic kawalek dla Leona. Juz Leon mial wziac, ale ja bylam sprytniejsza i pierwsza wzielam.
-Juz ci wystarczy kotek. -powiedzialam do Leona i sama zaczelam kosztowac tortem. Leon tylko sie na mnie patrzyl z wyrzutem. Ja ignorowalam jego spojrzenia. Nagle zauwazylam, ze Leon sie '' kuli '' tak jakby bolal go brzuch. Wiedzialam ze tak bedzie. Ale, niech ma za swoje. Ciekawe jak dlugo bedzie sie ''skrywal''.


*Leon*
Brzuch zaczyna mnie pobolewac. Chyba za duzo tortu. I skora zaczyna mnie swedziec.
-Violu, mozemy pogadac? -zapytalem szeptem.
-My zaraz wrocimy. -powiedziala Vilu i poszlismy na drugie pietro.
-O co chodzi? -zapytala i spojrzala na mnie takim glupim wzrokiem
-Wiesz... Zmeczony jestem. -sklamalem
-Serio? -zapytala idiotycznie jakby wszystko wiedziala. Nie chce, aby to znowy ona miala racje.
-Serio. -przewrocilem oczami.
-No to posiedzimy jeszcze 1h i pojedziemy. -powiedziala i zeszla na dol. Ja pobieglem do toalety. Juz sie boje co to bedzie.


*Francesca*
Siedze w salonie z telefonem w reku. Mama dzwonila wczoraj i mowi ze ma dla nas niespodzianke. Juz sie boje. O, wlasnie zadzwonil telefon.

*Rozmowa*
F: Ciao Mamma.
M:Ciao Francesca!
F:Cual e la sopresa?
M:Vi comprato bigletti per gli Italia!
F:Davvero? Quando?
M: 13 Novembre!
F:Per quanto tempo?
M:Per quanto tempo si desidera!
F:Grazie Mamma!
M:Niente affatto! 
F:Grazie, ti amo!
M:Ti amo!
F:Arrivederci!
M:Arrivederci Francesca.

Nie wierze! Lecimy do Wloch! I to w dodatku dzien przed slubem Cami!
-Marcoo! -krzyknelam
-Tak? -przybiegl
-Lepiej usiadz. -powiedzialam zalamana
-Co sie stalo? -zapytal z troska
- 13 lisopada, czyli dzien przed slubem Camili, lecimy do Wloch. -powiedzialam i sie do niego przytulilam
-I co, nie cieszysz sie? -zapytal
-Sama nie wiem. Z jednej strony ciesze sie, ze spotkam sie z rodzina, a z drugiej, nie bedzie nas na slubie Camili i bede tesknic. -zaczelam cicho szlochac
-Na jak dlugo? -zapytal ocierajac mi lzy
-Jak dlugo bedziemy chcieli. -odpowiedzialam spokojniej
-A czym ty sie przejmujesz? -zapytal
-Cami! -krzyknelam i poszlam do kuchni. Marco nadal siedzial na kanapie i sie gapil jak duren. Postanowilam zadzwonic do Ludmi. Jest przyjaciolka godna zaufania i umie podniesc na duchu. Zawsze mi pomoze. Nie tylko mi. Wszystkim pomoze i doradzi.

*Rozmowa*
L: Czesc Francesca!
F: Czesc Ludmila, co slychac?
L: A dobrze, wlasnie leze sobie i odpoczywam a co u ciebie?
F: Mam maly dylemat. 
L: Jaki? 
F: 13 listopada mamy wyjechac do Wloch, i to dzien przed slubem Camili!
L: I co zamierzasz zrobic?
F: Nie wiem! Nie chce zawiesc Camili, przeciez jestem jej swiadkowa. 
L: Fran, powiedz co czujesz jak myslisz o Wlochach, ze tam pojedziesz?
F: Szczescie, ze moge spotkac sie z rodzina, ze wroce na jakis czas do rodzinnego miasta jak i panstwa, ale jesli zaczynam myslec o slubie to czuje niechec.
L: Powinnas leciec do Wloch. To twoje rodzinne miasto, a z Cami widzisz sie na codzien. Na pewno cie zrozumie. Jestescie Best Friends Forever. Wezmie kogos innego. Nie przejmuj sie, ale jesli ci zalezy na tym to zostan. 
F: Mowisz?
L: Tak
F: Zawsze moge na ciebie liczyc. Dziekuje.
L: Ah, nie ma za co. Ja musze konczyc. Pozdrow Marco.
F: Oczywiscie, a ty Tomasa.
L: Pewnie. Pa, Buziak
F: Buziak

-I jak, ploteczki sie udaly? -zapytal usmiechniety Marco wchodzac do kuchni
-Alez oczywiscie -zasmialam sie
-O widze, ze sie humorek poprawil.
-Troche lepiej. -podeszlam do niego i cmoknelam go w policzek. -Dziekuje. -powiedzialam
-Za co? -zapytal
-Za to, ze jestes. -pocalowalam go namietnie, ale gdy mialam sie odsunac, on mnie do siebie przysunal. Swoje usta skierowal na moja szyje.
-Marco, tak mi nie pomozesz. - mowilam, ale ten nie przestawal. 
-Serio, a widze na twojej twarzy usmiech. - mowil przez pocalunki
-Uspokoj sie. -powiedzialam i zaczelam sie wyrwac. Jest! Udalo sie.
-Masz szlaban! -krzyknelam
-Na co niby? -zasmial sie glupio
-Na .... mnie! -wykrzyknelam i poszlam do toalety. Zamknelam sie, bo Marco by wszedl.

_____________

The end! Nuda na puda :/ Nastepny bedzie lepszy. Mam nadzieje, ze sie podoba.
Do nastepnegooo :*****

piątek, 17 stycznia 2014

Sprostowanie

Nie przedluzam:


  • Udzialu w konkursie nikt nie bral, co mnie zasmuciloo :/ Sama bd pisac One Part ' y itp. Szkoda , ze nikt nie bral udzialu.
  • OnePart, ktory pojawi sie 26.01 bedzie o Leonettcie ( sorry, ze tak pozno )
  • Nastepny rozdzial dodam 21.01 
  • Mysle nad usmierceniem jakies postaci, tylko nwm ktorej XD Myslalam o Larze.
Piszcie w komie co myslicie o usmierceniu.

Pozdrawiam ;)

czwartek, 2 stycznia 2014

Opowiadanie , Rozdzial 28 ~ Otworz serce na swiat!

Dedykacja dla mojej NieWidoCzna M , ktora zawsze komentuje :* Te amo :*

*Ludmila*
Juz po calej imprezie. Tomas spi juz pijany, a ja? Ja sie upijam. Nie wiem co robic. Fede nic nie powiedzial, a siedzimy w tym razem. Jest juz 00:00 . Nie zasne tej nocy. Jestem najgorsza kobieta swiata! Musze porozmawiac z Fede, nie obchodzi mnie, ze jest pozno. Wyszlam na taraz, podpalilam papierosa i zadzwonilam do Fede.

*Rozmowa*
F: Halo
L: Musimy pogadac
F: Wiem. 
L: Nie moge spac przez to wszystko. Zrobilismy zle, i musimy cos z tym zrobic. 
F: Powiedz mu prawde.
L: Nie chce rozwodu!
F: Skad wiesz ze bedzie rozwod?
L:Ty go wcale nie znasz.

Rozłączyłam się. Usiadłam na ziemi i patrzyłam się w księżyc. Był cały w pełni.
~ Lubie ksiezyc w pelni. ~ pomyslalam i usmiechnelam sie lekko pod nosem. Ten usmiech od razu znikl. Od razu pomyslalam o Federico i Tomasie i o mnie. Achh!! Skrylam w twarz w dloniach i siedzialam tak wciaz.

// 4 godziny pozniej \\

Nie zmruzylam oka przez ten czas. Patrzylam to na ksiezyc , to przed siebie. Nagle uslyszalam czyjes kroki. To byl Leon! Usiadl obok mnie.
-Co ty tu robisz? -zapytalam
-Wstalem do toalety i zobaczylem przez okno ciebie siedzaca na ziemi. Czemu nie spisz? - zapytal i objal mnie ramieniem.
-Yyy... Leon... -zatkalo mnie
-Spokojnie, nie flirtuje. -zabral reke. -Martwie sie. -dokonczyl
-Od razu lepiej. Nic mi nie jest. Po prostu nie moge zasnac -popatrzylam na niego
-Dlaczego? -zapytal. Jakb sie przejmowal.
-A dlaczego pytasz? -zapytalam zdziwiona
-Bo sie martwie o moja przyjaciolke. -usmiechnal sie. Slodko.
-Jest pelnia. W czasie pelni nigdy nie moge zasnac. -sklamalam.
-Nie wierze ci. -powiedzial
-To prawda. -usmiechnelam sie
-Na pewno wszystko dobrze? -zapytal
-Tak. Dzieki za troske. - odpowiedzialam
-No dobrze, ale idz juz spac. -wstal i poszedl do siebie. Ja rowniez poszlam do siebie i o dziwo zasnelam.

*Francesca*
Otworzylam oczy. Nie bylo obok mnie mojego meza! Jak on moze! Poczulam zapach jajecznicy. Jesli ma w tym celu go nie byc to niech tak zawsze znika. Slysze kroki! Dalam nura w poduche.
-Puk puk. -powiedzial Marco. Podnioslam sie na lokciach.
-Czesc - podszedl do mnie i lekko musnal mnie w usta.
-Co dobrego upichciles? -zapytalam z lekkim usmieszkiem
-Jajecznice - wzial mnie na rece i zaniosl do jadalni. Postawil mnie na ziemi. Usiedlismy na krzeselkach i kosztowalismy sie sniadaniem. Po sniadaniu Marco wzial sie za zmywanie naczyn. Nigdy nie zajmowal sie takimi rzeczami, ale wyglada slodko jak to robi. Nie bede mu przerywac.
-Gotowe!! -wykrzyknal na caly glos Marco.
-Ciszej. -podeszlam do niego i go przytulilam. Ten mnie namietnie pocalowal. Jego reka powedrowala na sam dol mojej koszuli nocnej. Energicznie ja mi zdjal. Ja rozpielam mu koszule i rzucilam na ziemie. Wzial mnie na rece wciaz calujac, zaniosl do sypialni i polozyl na lozko. I tak zrobilismy TO.

*Federico*
Jade juz na lotnisko. Odwozi mnie Ramallo i Angie. Tata (czyt. German) jest zajety praca a Olga piecze tort truskawkowy. Akurat Leonetta ma dzisiaj przyjechac. Ach ta Olga. Juz sie boje reakcji Leona. Zasmialem sie cicho pod nosem. Ale nie tak cicho bo Angie uslyszala.
-Co tak sie cieszysz? -zapytala Angeles zyczliwie.
-Nie wazne. Bede tesknil. -powiedzialem
-My tez -zlapala nie za reke, usmiechnela sie i usiadla tak jak wczesniej. Nagle zadzwonil telefon. To Ludmila.

*Rozmowa*
F: Halo.
L: Gdzie jestes? Musimy pogadac!
F: Wjezdzam na lotnisko.
L: CO?! Kiedy nastepnym razem przyjedziesz?
F: Na swieta.
L: Szybciej nie da rady?
F: Nie. Caluje cie mocno. Pa.

I sie rozlaczylem.
-Wysiadamy. -powiedzial Ramallo. Wzialem swoje walizki, Ramallo mi pomogl i poszlismy czekac na przylot samolotu. Oczywiscie fani musieli mnie zaatakowac. W koncu, przyjemne to jest. Slawa, flesz, scena. Achhh . Juz po wszystkim wpakowalem sie do samolotu i polecialem do Meksyku.

*Violetta*
Dzisiaj jedziemy do Angie i Taty i no. Calej spolki Castillo. Leon siedzi w tej garderobie od 20 minut. Ja juz jestem ubrana w rozowy komplet. Leon mowi ze zawsze w tym pieknie wygladam.
-Kochanie, dlugo jeszcze?! -wykrzyknelam z salonu
-Nie moge znalezc koszuli! -wykrzyknal. Poszlam do jego garderoby, wyciagnelam mu ta koszule i rzucilam nia w niego.
-Nie ma za co. - usmiechnelam sie z sarkazmem. -Masz byc na dole za 10 minut. -powiedzialam i poszlam przyszykowac sniadanie. W koncu, musze cos zjesc. Jake i ja jestesmy glodni.
-Juz jestem. -mowil Leon biegnac po schodach. Ustal przede mna.
-Krawat. -przewrocilam oczami
-No wiem. Fajny co nie? - usmiechnal sie
 -Nie o to chodzi -zasmialam sie
-A co z nim nie tak? -zapytal jak dziecko. Poprawilam mu ten krawat.
-Od razu lepiej. -cmoknelam go w policzek i poszlam skonczyc robic sniadanie.
-Ale co było nie tak? -szedł za mną, a ja jak głupia smiałam się pod nosem. -Ejj no! -wykrzyknął jak dziecko. Postawiłam na stole talerz z posiłkiem. Ten nadal stał i się gapił. Postawiłam miskę z żelkami. Ten od razu usiadł przy stole. Już miał wziąć żelka, ale ja zabrałam miskę.
-Eeeejj! -wykrzyknął jak pięciolatek
-Najpierw sniadanie, potem deser. -powiedziałam. Ten usiadł i zaczął jesć. Nie zdążyłam mrugnąć a on już zjadł! Ustał przede mną i gapił się we mnie po raz kolejny jak dziecko!
-Boże za kogo ja wyszłam. -oddałam mu tą miskę, machnęłam ręką i położyłam się na sofę i włączyłam TV.
-Chodź ty mój robaczku. Mniam, mniam, mniam, mniam. - i wsadził żelka do buzi. Nie no, pękłam ze smiechu.
-A mniam, mniam, mniam , mniam. -wsadził drugiego żelka do buzi.
-Leon , wszystko OK? -zapytałam ze smiechem
-Nie ma tu Leóna -powiedział dziecinnym głosem
-A kto jest? -odpowiedziałam takim samym tonem
-Leónek -powiedział jeszcze dziecinniej. Poszłam do kuchni. On się ze mnie zgrywa!
-A miałam dać buziaka mojemu Leónowi, ale skoro go nie ma... - westchnęłam. Dobra jestem.
-Szukałas mnie? -podszedł do mnie León i powiedział męskim głosem
-Tak, ale to już nie istotne. -machnęłam ręką
-Leónek powraca! -wykrzyknął dziecięcym głosikiem i zaczął mnie łaskotać.
-Zostaw, zostaw! -wrzeszczałam smiejąc się.
-No dobra. -pocałował mnie i poszedł do toalety. Ja tylko przegryzłam usta i posprzątałam po żelkach Leóna.

*Olga*
- Krzycz na cały głos że masz talent,
Otwórz serce na swiat! - nuciłam sobie pod nosem. Zaraz przyjedzie moja malutka księżniczka z Leónem. Nadal się do niego nie przyzwyczaiłam. Przecież to taka malutka kruszynka. Co ja wygaduję. To dorosła kobieta, już będzie miała swoją kruszynkę. Aż łezka w oku się kręci.
-Oglo, co się dzieje? -zapytał Ramallo wchodząc do kuchni.
-Och, Ramallito. Nasza Violetta dorasta, jest już dużą kobietą.  Achh. -przytuliłam się do niego
-Pani Olgo, przestrzeń osobista. -powiedziałem ze spokojem
-No tak -odsunęłam się od niego. -Tylko '' przestrzeń osobista '' . -zaczęłam się awanturować i prawić mu kazania, aż tu nagle do kuchni wpadła Angie i German i zaczęli mnie uspokajać, aż tu nagle do domu weszli León i Violetta. Zobaczyli tą całą akcję.
-Witam. -powiedział León.
-Przeszkadzamy? Jak cos to przyjdziemy później. -powiedziała Violetta.
-Nie no co wy. Zapraszamy. -powiedziała Angie i poszła do jadalni.
-Czy cos się tu przypala? -zapytał pan German
-Moje ciasto! -wykrzyknęłam i pobiegłam do kuchni. Ramallito zrobił tą dziwną minę, która oznacza '' Już się boję. '' . Ja mu się poboję. Za mną do kuchni poszła Violetta.
-Olga, pomóc ci w czyms? -zapytała się.
-Nie, nie skarbeńku. - wyjęłam ciasto z piekarnika.
-To dzisiaj ciasta raczej nie będzie. -powiedziała Viola
-Nie skarbie, nie przejmuj się. Mam jeszcze 3 ciasta i tort. -powiedziałam z usmiechem
-Ach ta moja Olga. Zawsze masz wszystko na zapas. -przytuliła się do mnie, tak, ze o malo co sie nie udusilam
-Olenko, dusisz! -zasmiala sie
-Przepraszam. -powiedzialam i Viola poszla. Ja zaczelam robic salatke.

---------------------------------
Ka bum!
Podoba sie?
Mam nadzieje, ze tak.
Przepraszam, ze krotki, ale chcialam jak najszybciej napisac.
Chce ktos dedykacje w nastepnym rozdziale?
Piszciee ;)
Pozdrawiam i Szczesliwego Nowego Roku :*

~Nicole ;)

Obserwatorzy

Chat~!~