*Ludmila*
Juz po calej imprezie. Tomas spi juz pijany, a ja? Ja sie upijam. Nie wiem co robic. Fede nic nie powiedzial, a siedzimy w tym razem. Jest juz 00:00 . Nie zasne tej nocy. Jestem najgorsza kobieta swiata! Musze porozmawiac z Fede, nie obchodzi mnie, ze jest pozno. Wyszlam na taraz, podpalilam papierosa i zadzwonilam do Fede.
*Rozmowa*
F: Halo
L: Musimy pogadac
F: Wiem.
L: Nie moge spac przez to wszystko. Zrobilismy zle, i musimy cos z tym zrobic.
F: Powiedz mu prawde.
L: Nie chce rozwodu!
F: Skad wiesz ze bedzie rozwod?
L:Ty go wcale nie znasz.
Rozłączyłam się. Usiadłam na ziemi i patrzyłam się w księżyc. Był cały w pełni.
~ Lubie ksiezyc w pelni. ~ pomyslalam i usmiechnelam sie lekko pod nosem. Ten usmiech od razu znikl. Od razu pomyslalam o Federico i Tomasie i o mnie. Achh!! Skrylam w twarz w dloniach i siedzialam tak wciaz.
// 4 godziny pozniej \\
Nie zmruzylam oka przez ten czas. Patrzylam to na ksiezyc , to przed siebie. Nagle uslyszalam czyjes kroki. To byl Leon! Usiadl obok mnie.
-Co ty tu robisz? -zapytalam
-Wstalem do toalety i zobaczylem przez okno ciebie siedzaca na ziemi. Czemu nie spisz? - zapytal i objal mnie ramieniem.
-Yyy... Leon... -zatkalo mnie
-Spokojnie, nie flirtuje. -zabral reke. -Martwie sie. -dokonczyl
-Od razu lepiej. Nic mi nie jest. Po prostu nie moge zasnac -popatrzylam na niego
-Dlaczego? -zapytal. Jakb sie przejmowal.
-A dlaczego pytasz? -zapytalam zdziwiona
-Bo sie martwie o moja przyjaciolke. -usmiechnal sie. Slodko.
-Jest pelnia. W czasie pelni nigdy nie moge zasnac. -sklamalam.
-Nie wierze ci. -powiedzial
-To prawda. -usmiechnelam sie
-Na pewno wszystko dobrze? -zapytal
-Tak. Dzieki za troske. - odpowiedzialam
-No dobrze, ale idz juz spac. -wstal i poszedl do siebie. Ja rowniez poszlam do siebie i o dziwo zasnelam.
*Francesca*
Otworzylam oczy. Nie bylo obok mnie mojego meza! Jak on moze! Poczulam zapach jajecznicy. Jesli ma w tym celu go nie byc to niech tak zawsze znika. Slysze kroki! Dalam nura w poduche.
-Puk puk. -powiedzial Marco. Podnioslam sie na lokciach.
-Czesc - podszedl do mnie i lekko musnal mnie w usta.
-Co dobrego upichciles? -zapytalam z lekkim usmieszkiem
-Jajecznice - wzial mnie na rece i zaniosl do jadalni. Postawil mnie na ziemi. Usiedlismy na krzeselkach i kosztowalismy sie sniadaniem. Po sniadaniu Marco wzial sie za zmywanie naczyn. Nigdy nie zajmowal sie takimi rzeczami, ale wyglada slodko jak to robi. Nie bede mu przerywac.
-Gotowe!! -wykrzyknal na caly glos Marco.
-Ciszej. -podeszlam do niego i go przytulilam. Ten mnie namietnie pocalowal. Jego reka powedrowala na sam dol mojej koszuli nocnej. Energicznie ja mi zdjal. Ja rozpielam mu koszule i rzucilam na ziemie. Wzial mnie na rece wciaz calujac, zaniosl do sypialni i polozyl na lozko. I tak zrobilismy TO.
*Federico*
Jade juz na lotnisko. Odwozi mnie Ramallo i Angie. Tata (czyt. German) jest zajety praca a Olga piecze tort truskawkowy. Akurat Leonetta ma dzisiaj przyjechac. Ach ta Olga. Juz sie boje reakcji Leona. Zasmialem sie cicho pod nosem. Ale nie tak cicho bo Angie uslyszala.
-Co tak sie cieszysz? -zapytala Angeles zyczliwie.
-Nie wazne. Bede tesknil. -powiedzialem
-My tez -zlapala nie za reke, usmiechnela sie i usiadla tak jak wczesniej. Nagle zadzwonil telefon. To Ludmila.
*Rozmowa*
F: Halo.
L: Gdzie jestes? Musimy pogadac!
F: Wjezdzam na lotnisko.
L: CO?! Kiedy nastepnym razem przyjedziesz?
F: Na swieta.
L: Szybciej nie da rady?
F: Nie. Caluje cie mocno. Pa.
I sie rozlaczylem.
-Wysiadamy. -powiedzial Ramallo. Wzialem swoje walizki, Ramallo mi pomogl i poszlismy czekac na przylot samolotu. Oczywiscie fani musieli mnie zaatakowac. W koncu, przyjemne to jest. Slawa, flesz, scena. Achhh . Juz po wszystkim wpakowalem sie do samolotu i polecialem do Meksyku.
*Violetta*
Dzisiaj jedziemy do Angie i Taty i no. Calej spolki Castillo. Leon siedzi w tej garderobie od 20 minut. Ja juz jestem ubrana w rozowy komplet. Leon mowi ze zawsze w tym pieknie wygladam.
-Kochanie, dlugo jeszcze?! -wykrzyknelam z salonu
-Nie moge znalezc koszuli! -wykrzyknal. Poszlam do jego garderoby, wyciagnelam mu ta koszule i rzucilam nia w niego.
-Nie ma za co. - usmiechnelam sie z sarkazmem. -Masz byc na dole za 10 minut. -powiedzialam i poszlam przyszykowac sniadanie. W koncu, musze cos zjesc. Jake i ja jestesmy glodni.
-Juz jestem. -mowil Leon biegnac po schodach. Ustal przede mna.
-Krawat. -przewrocilam oczami
-No wiem. Fajny co nie? - usmiechnal sie
-A co z nim nie tak? -zapytal jak dziecko. Poprawilam mu ten krawat.
-Od razu lepiej. -cmoknelam go w policzek i poszlam skonczyc robic sniadanie.
-Ale co było nie tak? -szedł za mną, a ja jak głupia smiałam się pod nosem. -Ejj no! -wykrzyknął jak dziecko. Postawiłam na stole talerz z posiłkiem. Ten nadal stał i się gapił. Postawiłam miskę z żelkami. Ten od razu usiadł przy stole. Już miał wziąć żelka, ale ja zabrałam miskę.
-Eeeejj! -wykrzyknął jak pięciolatek
-Najpierw sniadanie, potem deser. -powiedziałam. Ten usiadł i zaczął jesć. Nie zdążyłam mrugnąć a on już zjadł! Ustał przede mną i gapił się we mnie po raz kolejny jak dziecko!
-Boże za kogo ja wyszłam. -oddałam mu tą miskę, machnęłam ręką i położyłam się na sofę i włączyłam TV.
-Chodź ty mój robaczku. Mniam, mniam, mniam, mniam. - i wsadził żelka do buzi. Nie no, pękłam ze smiechu.
-A mniam, mniam, mniam , mniam. -wsadził drugiego żelka do buzi.
-Leon , wszystko OK? -zapytałam ze smiechem
-Nie ma tu Leóna -powiedział dziecinnym głosem
-A kto jest? -odpowiedziałam takim samym tonem
-Leónek -powiedział jeszcze dziecinniej. Poszłam do kuchni. On się ze mnie zgrywa!
-A miałam dać buziaka mojemu Leónowi, ale skoro go nie ma... - westchnęłam. Dobra jestem.
-Szukałas mnie? -podszedł do mnie León i powiedział męskim głosem
-Tak, ale to już nie istotne. -machnęłam ręką
-Leónek powraca! -wykrzyknął dziecięcym głosikiem i zaczął mnie łaskotać.
-Zostaw, zostaw! -wrzeszczałam smiejąc się.
-No dobra. -pocałował mnie i poszedł do toalety. Ja tylko przegryzłam usta i posprzątałam po żelkach Leóna.
*Olga*
- Krzycz na cały głos że masz talent,
Otwórz serce na swiat! - nuciłam sobie pod nosem. Zaraz przyjedzie moja malutka księżniczka z Leónem. Nadal się do niego nie przyzwyczaiłam. Przecież to taka malutka kruszynka. Co ja wygaduję. To dorosła kobieta, już będzie miała swoją kruszynkę. Aż łezka w oku się kręci.
-Oglo, co się dzieje? -zapytał Ramallo wchodząc do kuchni.
-Och, Ramallito. Nasza Violetta dorasta, jest już dużą kobietą. Achh. -przytuliłam się do niego
-Pani Olgo, przestrzeń osobista. -powiedziałem ze spokojem
-No tak -odsunęłam się od niego. -Tylko '' przestrzeń osobista '' . -zaczęłam się awanturować i prawić mu kazania, aż tu nagle do kuchni wpadła Angie i German i zaczęli mnie uspokajać, aż tu nagle do domu weszli León i Violetta. Zobaczyli tą całą akcję.
-Witam. -powiedział León.
-Przeszkadzamy? Jak cos to przyjdziemy później. -powiedziała Violetta.
-Nie no co wy. Zapraszamy. -powiedziała Angie i poszła do jadalni.
-Czy cos się tu przypala? -zapytał pan German
-Moje ciasto! -wykrzyknęłam i pobiegłam do kuchni. Ramallito zrobił tą dziwną minę, która oznacza '' Już się boję. '' . Ja mu się poboję. Za mną do kuchni poszła Violetta.
-Olga, pomóc ci w czyms? -zapytała się.
-Nie, nie skarbeńku. - wyjęłam ciasto z piekarnika.
-To dzisiaj ciasta raczej nie będzie. -powiedziała Viola
-Nie skarbie, nie przejmuj się. Mam jeszcze 3 ciasta i tort. -powiedziałam z usmiechem
-Ach ta moja Olga. Zawsze masz wszystko na zapas. -przytuliła się do mnie, tak, ze o malo co sie nie udusilam
-Olenko, dusisz! -zasmiala sie
-Przepraszam. -powiedzialam i Viola poszla. Ja zaczelam robic salatke.
---------------------------------
Ka bum!
Podoba sie?
Mam nadzieje, ze tak.
Przepraszam, ze krotki, ale chcialam jak najszybciej napisac.
Chce ktos dedykacje w nastepnym rozdziale?
Piszciee ;)
Pozdrawiam i Szczesliwego Nowego Roku :*
~Nicole ;)
Jak zwykle ŚWIETNY ♥♥♥
OdpowiedzUsuńDzięki za dedyk ☺ Te amo :***
Komentuje twego bloga bo jest FENOMENALNY ☺
Pozdrawiam i Całuję :****
Dziękuję ♥
UsuńWspaniale jest mieć taką komentatorkę :*
odlotowe opki i wgl. to z leonem najlepsze xD
OdpowiedzUsuń