*Jessica*
Pol nocy nie spalam i myslalam nad ta przeprowadzka. Chcialabym zamieszkac sama z Diego'iem. Kocham go i chce z nim mieszkac. Ktora to godzina.. ? 9:00. Oj, Diego . Niech wstaje.
-Kochanie, wstawaj -szepnelam. Ani rusz. Pocalowalam go w policzek. Kaciki jego ust sie podniosly.
-A to tak sie bawi? -zapytalam z sarkazmem. On mocno mnie przytulil i zblizyl swoja twarz do mojej. Po raz kolejny czulismy swoj oddech na twarzach. Juz mielismy dotknac swoich ust, ale przerwala nam mama Diego'a.
-Diego ... -spojrzala na nas. -A to tak sie pracuje? Powinienes byc w pracy -powiedziala zla Clara (mama Diego'a) i zatrzasnela drzwi
-Kotek, wiesz ze musisz isc do pracy? -powiedzialam smutnie
-Wiem -pocalowal mnie w policzek i wstal sie ubierac.
-Kochanie, zdecydowalam sie i chce sie przeprowadzic -powiedzialam z usmiechem a on wskoczyl do lozka i mnie przytulil.
-Dziekuje. Odwdziecze ci sie -pocalowal mnie lekko i dalej sie ubieral. Ja rowniez. Moze pojde do Violi? Samotna bedzie w tym domu. Tak, tak zrobie.
*Violetta*
Obudzilam sie. Obok mnie lezalo wielkie ciacho Leon.
-Spiaca krolewna wstala -cmoknal mnie w czolo
-Wiesz, wiecznie spac nie mozna -cmoknelam go w policzek
-Jak sie spalo? -zapytal i mnie przytulil
-Wspaniale, a tobie? -zapytalam
-Cudownie, ale za bardzo kopalas -powiedzial z usmiechem
-Ejj -dostal koksanca
-No co? Zartuje przeciez -powiedzial niewinnie
-Oj, ty moj gluptasie -cmoknelam go w policzek. -Co z praca? -zapytalam
-Nie wiem -westchnal. Poszlam do lazienki.Musze zadzwonic do Angie.
Rozmowa
~Czesc, tu Angie zostaw wiadomosc po sygnale~
-Czesc Angie. Dzisiaj mnie ani Leona nie bedzie w Stud!u. Na zebraniu bedziemy. Pamietasz o planie? Caluski Viola
//10 minut pozniej\\
Juz do wszystkich podzwonilam. Za 2 dni Leon ma urodziny. Szykujemy impreze niespodzianke. W sali, tam, gdzie odbylo sie wesele Marecesci. Maxi,Diego i Tomas zabiora Leona gdzies na miasto,a reszta bedzie przygotowywac przyjecie.... Moje myslenie przewal Leon
-Kotek!! Ile jeszcze!??? --stukal i pukal Leosiek
-Yyy... Juz ide -poszlam do sypialni, lecz Leon mnie zatrzymal
-Siedzialas ponad 10 minut i nadal w pidzamie!? -zapytal zdenerwowany
-Nie prawda. Zmylam krem z twarzy i nalozylam nowy. -powiedzialam zdezorientowana
-Niech ci bedzie -pocalowal mnie w policzek i poszedl do lazienki. Ja zas do kuchni zjesc sniadanie. Leon zszedl ze mna. Usiedlismy do stolu i zaczelismy jesc posilek.
-Kochanie, jak nazwiemy dziewczynke? -zapytal Leon
-Moze .... Hmmm.... Samantha (Samanta) ?? -zaproponowalam
-Nie zle, ale wole Margaret -powiedzial ze swoim usmiechem.
-Nieee . Moze .... -zawislam. -Olivia -powiedzialismy razem i sie zasmialismy
-To Olivia, a chlopca? -zapytalam
-David -odpowiedzial
-Nieee.... Kevin -powiedzialam
-Nieee -powiedzielismy wspolnie. -Jake! -dokonczylismy i sie cmoknelismy
-Slodkie imionka, slodcy rodzice i slodkie malenstwo -usmiechnelam sie
-No baa -odpowiedzialam i dalej spozywalismy posilek.
*Camila*
Jestem zdenerwowana. Emma moja okropna siostra ktora niszczy mi zycie jutro przyjezdza. Najpierw zabrala mi Broudwey'a, a teraz niech tylko sprobuje Andresa, to wlosy jej powyrywam. Zreszta nie tylko ja jestem nie w sosie. Andres tez jest jakis zdenerwowany. O wilku mowa. Juz idzie, do kuchni. Zatrzymalam go na schodach.
-Co jest kochanie? -zapytalam z troska
-Nic -powiedzial obojetnie
-Przeciez widze, mow -powiedzialam lagodnie
-Na naszym weselu bedzie niechciany gosc -powiedzial ze spuszczona glowa
-No wiem, Emma. -przewrocilam oczami
-Nie o nia chodzi -macnal reka
-A o kogo ? -usiadlam na fotel
-Broudweya -mruknal pod nosem
-BROUDWEY'A!!!??? -wstalam z fotela i krzyknelam. -Z jakiej to racji? -zapytalam uspokojona
-To moj kuzyn -powiedzial obojetnie
-CO?! -krzyknelam. -Czemu mi nie powiedziales? -zapytalam zdenerwowana
-Wieeeesz, w naszej rodzinie nikt sie do niego nie przyznaje -zasmialismy sie. Przytulilam go
- Achhh, ten moj Andres -cmoknelam go w policzek. Iiiii dzwonek do drzwi. Mialam juz isc otworzyc ale Andres mnie nie puscil
-No co? -zapytalam
-Niech se poczeka -przytulil mnie mocniej. I jeszcze raz ktos zadzwonil. Tym razem Andres otworzyl.
-CZEGO!? -krzyknal
-Milo witasz gosci -powiedziala Fran i weszla
-Czesc -przytulilam ja. -Czemu bez Marco? -zapytalam
-Juz idzie -pokazala na drzwi. Marco wszedl zasapany z jakimis torbami
-Ladnie meza urzadzilas -przewrocil Andres oczami. Wszyscy sie zasmiali, oprocz Marco.
-Haha -powiedzial zalosnie Marco i pudla jemu spadly.
-Co w nich jest? -zapytalam, a Andres pomogl mu podnosic te pudla
-Prezent -Fran usmiechnela sie. Spojrzalam na nia dziwnie
-Jaki? -zapytal Andres
-No dla mojego chrzesniaka -powiedziala Francesca
-Jakiego chrzesniaka??! -zapytalam zszokowana
-Marco -Francesca wskazala na Marco
-Francesca chce spodziewac sie u was dziecka -wydusil Marco, a Andres pomagal mu w tych pudlach
-CO!?- wykrzyknelam. -Fran, my nawet slubu nie wzielismy -powiedzialam nieco spokojniej
-No wiem, ale to na przyszlosc -powiedziala Francesca
-Ufff -przetarl czolo Marco. -Koniec! -powiedzial z ulga. -Kochana droga, jestes mi cos winna. -zwrocil sie Marco do Francesci
-A to sie zobaczy. -powiedziala. -Kochana, my juz zmykamy. Pa -pozegnalismy sie. Od razu poszlam do kuchni, zas Andres do salonu.
-KOCHANIE!! -zawolalam Andresa, a on przylecial jak wilk za jedzeniem.
-Co sie dzieje? -usmiechnal sie
-Urzadzamy wieczor kawalerski i paniejski? Oddzielnie! -zaproponowalam. On mnie namietnie pocalowal i poszedl na gore. Wiem, ze to znaczylo ''Tak'' . Juz dzwonie do dziewczyn :)
--------------------------------------------------------------------------------------------
Ka bum!
Napisalam.. Krotki i nudny, ale w nastepnym bedzie fajniej :) Mam nadzieje ze sie podoba :P Streszczalam sie poniewaz u mnie te awarie to .... MASAKRA!!
Do nastepnego :)))))
poniedziałek, 25 listopada 2013
wtorek, 5 listopada 2013
Opowiadanie , Rozdzial 23 ~ Brodawka
*Violetta*
Obudzilam sie. Leon lezal obok mnie i gapil sie w sufit. Wtulilam sie w jego tors.
-Czesc skarbie -pocalowal mnie w czolo
-Czesc. Jak sie spalo? -zapytalam usmiechnieta
-Moglo byc lepiej -odpowiedzial obojetnie
-Czemu? -zapytalam ze smutkiem
-Nie wazne -machna reka i mnie objal
-Wazne -odpowiedzialam
-Nie wazne
-Wazne
-Nie wazne
-Nie wazne
-Wazne
-Ahaha! Wygralam. Opowiadaj -rozkazalam
-No bo o 21:00 Tomas przyszedl i mnie obudzil i poszlismy do pokoju Fede i Tomas zaczal mu grozic ze jesli sie zblizy do Lu to pozaluje -powiedzial Leon jednym tchem. Od razu wstalam i poszlam do sypialni Fede. Nie było go tam. Postanowiłam do niego zadzwonić.
Rozmowa
-Halo -powiedział obojętnie Fede
-Fede, co się dzieje? -zapytałam zdenerwowana
-Jak to? -zapytał zdezorientowany
-Czemu cię nie ma? -zapytałam
-Jestem u taty i Angie -powiedział
-Czemu? -zapytałam zszokowana
-Wyjasnie ci w Stud!u -odpowiedział
-Ale ja mam urlop macierzyński! -odpowiedziałam
-No to dzisiaj wpadnę do ciebie po 14:00 -rozłączył się
Pobieglam do Leona. Byl w garderobie. Wlasnie zakladal gacie.
-Puka sie -powiedzial
-Yyy... Puk puk -zasmialam sie. Objal mnie w talii.
-Wiesz ze cie kocham? -powiedzial slodziasnie
-Mmmm. Wiem. -pocalowalismy sie ^^ . Bylo przyjemnie. Po prostu cieplo jego ust i dotyk jego rak, oniesmielaja mnie. Kocham go ponad swoje zycie i tego nie zmienie. Niestety cos musialo nam przeszkodzic. Glownie to ze Leon musi isc do pracy.
-Kochanie. Musimy skonczyc -powiedzialam niechetnie. On mnie cmoknal w brzuch i dalej sie ubieral. Ja poszlam do kuchni cos zjesc. Jestem glodna jak diabli. Dzisiaj postanowilam zjesc po prostu platki kukurydziane. W koncu o siebie dbac musze. Usiadlam do stolu. Naprzeciwko mnie usiadl moj maz. Wcinal talerz zelkow z chlebem? On chyba chce ochrzan.
-Prosisz sie o ochrzan widze -powiedzialam spokojnie
-O chrzan tak, ale o ochrzan nie -powiedzial dumnie
-Czy ty jestes normalny?! Oddawaj to! - zabralam mu miske z zelkami
-O nie ty tez nie bedziesz ich jadla -probowal mi zabrac ale bylam szybsza. Wszystkie zelki wywalilam przez okno a w miske wsypalam fasole.
-Prosze, oto twoje zelki -odgarnelam wlosy i wzielam sie za jedzenie.
-Ej! -powiedzial jak dziecko
-Jedz! -rozkazalam. Zrobil tak jak chcialam.
-Juz-odsunal talerz
-Teraz daj buziaka -rozkazalam. Leon poslusznie wstal i mnie namietnie pocalowal
-Zadanie wykonane. Teraz do studia. -powiedzialam slodko
-Wiem moje pieknosci -
-O ktorej bedziesz? -zapytalam
-O 12:00-pocalowal mnie w policzek i poszedl. Sama w tym domu, bede sie nudzic. Ciekawe czy Naty idzie do pracy. Hmm. Zadzwonie do niej.
Rozmowa
-Halo- odebrala zaspana Natalia
-Czesc, idziesz dzisiaj do Stud!a ? -zapytalam
-Nie. -odpowiedziala
-To moze wpadniesz do mnie tak za 15 minut? -zaproponowalam
-Zgoda. To pa -rozlaczylismy sie
Przynajmniej bede miala towarzystwo. Dzwonek do drzwi. Otworzlam. Stala w nich Natalia z Maxim.
-Czesc, wchodzcie. -weszli. -A ty Maxi co nie w Studiu? -zapytalam zdziwiona
-Za godzine -odpowiedzial Maxi i usiadl na sofie, a ja z Naty poszlysmy do kuchni
-I jak Naty pierwsza noc ciazowa? -zapytalam
-Fajnie -odpowiedziala wpatrzona w Maxiego. Walnelam ja w ramie.
-Alc! -krzyknela
-Punkt 1.Zero stosunkow seksualnych! -powiedzialam jej
-Czemu? -zapytala smutna Naty
-Nie sprzeczaj sie. Jaka herbate? -zapytalam
-Zwykla -odpowiedziala i poszla do salonu.
-A ty Maxi? -zawolalam
-Kawe -odpowiedzial. Po 5 minutach wszystko bylo gotowe.
-Prosze -podalam im napoje. Usiadlam na fotelu.
-Ktory to tydzien? -zapytalam
-6 -odpowiedzieli razem
-Acha -odpowiedzialam
-A co u Fede? W stud!u? -zapytala Natalia pijac herbate
-Nie, u Taty i Angie ale tymczasowo w Stud!o -odpowiedzialam
-Maxi, jedz juz do Studia -rozkazala Naty. Posluchal sie jej i pojechal. Wreszcie same.
*Leon*
Wlasnie minela pierwsza lekcja. Dzisiaj byla tylko rozgrzewka. Zaraz bedzie lekcja muzyki z Lu i Tomasem. Teraz mam wolna godzine. Zaraz i tak Diego i Maxi przyjdzie. O wilkach mowa.
-Siema -przybilismy zolwika
-Co tam? -zapytal
-Wolna godzina -polozylem nogi na stol, a tu nagle wchodzi Angie a ja sie wywracam. Nie fajnie.
-Dziendobry -wstalem i pocalowalem ja w reke. Diego zrobil to samo. Wychowani jestesmy ^^
-Witam. Wolna godzina patrze -powiedziala z usmiechem
-Tylko u mnie i u Diega-usmiechnelem sie szeroko, a Maxi poszedl na zajecia. Angie cos tam grzebała w papierach, a ja z Diego gapilismy się na siebie jak idioci i smialismy się z byle czego. O już przerwa. Wszyscy nauczyciele się zebrali do pokoju nauczycielskiego. Oprócz Broudwey'a. No i dobrze, niech ta brodawka więcej tu nie wraca.
-Słuchajcie, jutro o 16:00 po zajęciach jest zebranie. I Leon Violetta musi być. Maxi, Natalia również. Teraz was zwalniam z pracy, uczniów również bo mam za dużo rzeczy do zrobienia. To do zobaczenia -powiedziała Angeles i wszyscy rozjechalismy się do domów.
//posiadłosć Verdas'ów.\\
-Już jestem! -krzyknąłem na cały dom. Nie usłyszałem odpowiedzi. Za mną wszedł Maxi.
-Jestem! -krzyknął na cały dom
-Dziewczyn nie ma? -zapytałem zdziwiony
-A nie widzisz? -zapytał idiotycznie. Usłyszelismy z naszej ''spiewalni'' (czyt. piwnicy) spiew dziewczyn. Pobieglismy tam od razu. No a jak. Dziewczyny spiewały jakąs piosenkę.
''Ya se donde quiero ir
Ya tengo claro que quiero decir
Es un estado que me hace bien
Biene de golpe me vas a etender..''
Przerwalismy im.
-Nie wiedziałem że w ciąży się pracuje, co nie Maximiliano? -powiedziałem poważnie/sarkastycznie
-Oczywiscie Leonardo -odpowiedzial powaznie/sarkastycznie Maxi. Tylko, co za Leonardo?
-Co?! -powiedzialem zdziwiony. -Leonardo?! -krzyknalem jeszcze glosniej
-No co? -powiedzial niewinnie
-Leonardo!? Moze jeszcze Leonardo da Vinci (la vinczi) ?! -krzyknalem. Viola i Naty smieja sie jak dzikie.
-O jejku, tylko chcialem powiedziec powaznie tak jak ty -powiedzial troszeczke zdenerwowany
-No dobra -przybilismy zolwika. -To nad czym pracujecie? -usiadlem obok Vilu, a Maxi obok Naty.
-Piosenka -odpowiedziala Natalia
-Widze -powiedzialem z sarkazmem
-Mamy juz pawie cala zwrotke. Zaspiewac? -zapytala Viola slodko
-Tak -pocalowalem ja w policzek.
''Ya se donde quiero ir -Violetta
Ya tengo claro que quiero decir -Natalia
Es un estado que me hace bien -Violetta
Biene de golpe me vas a etender -Vilu,Natalia
Ahora te toca a ti -Violetta
Ya tienes claro que debes decir? -Violetta
Es alergia y es de bienestar -Natalia
Van copmidento en ser superstars -Natalia
Ya siento la energia
Que buena compania
Se siente el escenario
Y el grito necesario'' -Razem
-No, no. Nie zle -zaczelismy klaskac (ja,Maxi) . Viola wstala i mnie czule pocalowala. Natalia zrobila to samo. No tylko ze pocalowala Maxi'ego.
-My juz pojdziemy. Pa -Naxi poszla, a my sami *-*
-Kochanie -zlapalem ja w pasie i pocalowalem w szyje. -Jak nasza fasolka? -zapytalem
-Dobrze, ale bedzie lepiej jesli mamusia bedzie szczesliwa -powiedziala
-A co trzeba do szczescia mamusi? -zapytalem i znow ja pocalowalem w szyje
-Chce wrocic do Stud!a -powiedziala
-Co to, to nie -zaprzeczylem. Wyrwala mi sie z rak.
-Czemu!? -krzyknela. -Za miesiac bede gnic w domu, prosze cie. Ja tesknie za Stud!em. -prosila Viola
-Kochanie ... -przerwala mi
-Nie to nie! Ale zapamietaj, ze spisz w salonie! -poszla na gore, a ja poszedlem do kuchni. Zglodnialem od tego wszystkiego. Ale nie moge tego tak zostawic. Postanowilem zadzwonic do Angeles. Moze ona przemowi jej do rozsadku.
Rozmowa
A: Czesc Leon, co sie dzieje?
L: Violetta chce do Stud!a. Przyjedz i przemow jej do rozsadku. Prosze
A: Oczywiscie, juz jade.
// 10 minut pozniej \\
Dzwonek. Otworzylem.
-Witaj. Dziekuje, ze przyszlas. Violetta jest na gorze w sypialni. -powiedzialem a ona poszla do niej. Mam nadzieje, ze jej sie uda.
*Violetta*
Leze i mysle nad sensem zycia.
-Czesc Violu. Wpuscisz mnie? -powiedziala Angie. Mam nadzieje . Mialam drzwi na kluczyk zeby Leon nie wszedl. Otworzylam drzwi.
-Czesc Angie. -zamknelam drzwi, a Angie usiadla na fotelu, ktory stal niedaleko lozka.
-Violu, juz wiem o wszystkim. Co cie tak ciagnie do studia? -zapytala z troska
-Angie, bylam tam tylko tydzien. Ja tesknie za uczniami, muzyka. Mam z Natalia piosenke. Jest swietna. Prosze. Mamy w glowie uklad do niej. Prosze Angie -blagalam ja
-Violu, ... -przerwalam jej
-Tak, wiem. Jestem w ciazy i nie moge nic robic tylko gnic w domu. Nie dziwie sie, ze kobiety w ciazy sa takie wkurzone, bo na nic im nie pozwalacie!! -krzyknelam. Angie mnie uciszyla.
-Violu, nie dalas mi dokonczyc -powiedziala. Kaciki ust sie podniosly.
-Czyli jest nadzieja? -zapytalam
-Tak, ale daj mi pogadac z Leonem - i poszla na dol. I musi gadac z Leonem, jakby sama nie miala mozgu.
*Leon*
Ciekawe jak im idzie. O Angeles.
-I jak? -podszedlem do niej
-Mam z toba pogadac. Ja sie zgadzam. Czemu ty nie? Za miesiac bedzie tu w domu. -powiedziala
-Nie! Jest w ciazy! Nie moja wina ze, sie nie zabezpieczala -powiedzialem wkurzony. Angie popatrzyla na mnie wrogo.
-C..co? -zapytalem zdezorientowany
-Nie wierze! Jestes okropny! Myslalam ze mnie kochasz, ze chcesz zalozyc ze mna rodzine! Nienawidze cie!-krzyknela Viola stojaca na schodach. Wlasnie pobiegla na gore. Pobieglismy za nia.
-Violu otworz. -powtarzalem w kolo
-Nie! Nie moja wina ze nie wiesz co mowic! -krzyknela. Miala racje.
-Kochanie, prosze. Jutro i tak idziesz do Studia -powiedzialem
-To fajnie, ale i tak spisz w salonie, a teraz idz!! -rozkazala. Nadal stalem.
-Angie, dziekuje ze przyszlas. Do zobaczenia -pozegnalismy sie i Angeles poszla. Zostalem opuszczony ja. Vilu wychodzi z sypialni z ... walizka! Zatrzymalem ja.
-Kochanie, co ty robisz? -zapytalem przerazony
-Wyprowadzam sie. Z nasza fasolka bedziemy mieszkac, bez ciebie! -dala nacisk na ''bez ciebie'' i zaczela schodzic ze schodow. Znow ja zatrzymalem
-Kochanie, prosze, ja cie kocham, kocham nasza fasolke. Po pros... -przerwala mi
-Nie Leon! Kochasz mnie, ale w lozku! -krzyknela i wybiegla z domu. Pobieglem za nia, lecz gdy bylem na dworzu juz jej nie widzialem. Nie wiem co ja zrobie.
*Ludmila*
Siedzimy z Tomim w salonie, wtuleni w siebie.
-Kochani.. -Tomas mi przerwal
-Csiii -przylozyl swoj palec do moich ust. -Nie potrzebne tu slowa -izaczal mnie calowac po szyi. Cicho pojekiwalam. Dzwonek. Ja pier*ziele.
-Kochanie, daj mi otworzyc -z niechecia wypuscil mnie. Przed drzwiami stala Viola z walizka! ;o
-Violus, co jest? -przytulilam ja
-Leon ... -powiedziala i sie rozryczala.
-Violu, wejdz do srodka i opowiedz co sie stalo -usiadlysmy na sofie
-Nie moge -wydusila.
-Tomi, idz pogadaj z Leonem -wyszeptalam mu na ucho a on poszedl do Verdas'a. Ciekawi mnie co on narobil tym razem.
-Viola, prosze. Opowiedz -poprosilam
-No bo, poprosilam Leona o powrot do studia, ale on sie uparl i powiedzial ze nie. Poszlam do pokoju. Potem przyszla Angie i prawie sie zgodzila, tylko musiala pogadac z Leonem. Ustalam na schodach i Leon powiedzial ''Nie! Jest w ciazy! Nie moja wina ze sie nie zabezpieczala'' i tak jeste tutajm -rozryczala sie.
-Kochana, nie przejmuj sie. Ale musisz do niego wrocic. Wiem ze cie kocha, i ze on ciebie. -mowilam z troska
-No dobra, ale robie to dla ciebie -otarla lze i poszlismy razem do jej domu.
//Dom Verdas'ow\\
Jestesmy juz w mieszkaniu. Poszlysmy do sypialni Leonetty. Rozpakowalismy ubrania Violu i zaczelismy szukac Leona. Poszlysmy do piwnicy, tam gdzie stoi billard, a tam co? Leon lezal na ziemi, a obok niego pusta butelka po tabletkach.
-Niee!!!!!!!! -krzyknela Viola i usiadla obok niego. Zlapala go za reke i plakala.
-Tomas dzwon po karetke!! -krzyknelam do niego
-Dzwonilem. O juz sa -powiedzial. Lekarze wpadli do domu jak dzicy. Tomas przyprowadzil ich do piwnicy. Zabrali Leona do karetki. Wyszlismy na zewnatrz.
-Ja jade z wami! -wpakowala sie do karetki Viola a ja za nia.
-Prosimy, jestesmy rodzina Leona. -opanowalam Viole. Napisalam do Tommiego:
''Tomas, zamknij dom Leona i Violi i czekaj w domu na moj telefon''
Viola ciezko oddychala.
-Violus, uspokuj sie. Wszystko bedzie dobrze -uspokojalam ja
-Naprawde? -zapytala z nutka nadzieji
-Tak -powiedzialam z usmiechem i sie przytulilismy.
-Juz jestesmy na miejscu -rzekl jeden z lekarzy. Wyszlysmy pierwsze i poszlysmy do szpitala. Leona wprowadzili na oddzial. Czekalismy niecierpliwie.
// 2 godz pozniej\\
Jest juz 20:00. Viola spi na moim ramieniu. O, idzie lekarz.W koncu.
-I jak? Co jest? -zapytalam szeptem, bo nie chcialam budzic Vilu
-Juz jest wszystko dobrze. Juz mozna go wypisac ze szpitala, lecz nie moze pracowac przez 3 dni. -powiedzial lekarz i przyszedl Leon. Usiadl obok Vilu i wzial ja za reke.
*Leon*
-Czesc slonce -pocalowalem Vilu w czolo
-Leon -rzucila mi sie na szyje Viola. -Kochanie, czemu to zrobiles? -zapytala
-Czulem, ze zycie nie ma sensu -powiedzialem
-Kochanie, w malzenstwach zdarzaja sie klotnie, ale to nie jest powod do samobojstwa
-Wiem, ze zle zrobilem , a jak wyszlas z ta walizka, poczulem ze moje zycie nie ma sensu, ze ja nie mam sensu. Nic innego mi nie zostalo. Uwierz mi, nie chcialem tego powieciec, ale tak jakos. Chce zebys uczyla w Studiu, nawet jak jestes w ciazy, ale boje sie , ze nie wytrzymasz. Wiesz ze kobiety w ciazy sa nerwowe. Jeszcze raz ... -przepraszalem, az Viola mi przerwala to namietnym pocalunkiem
-Kocham cie, kochalam i zawsze bede kochac. Zapamietaj to-przytulila mnie, a ja ja
-Przepraszam was, ale musze wam to przerwac. Tomas juz po nas przyjechal. Pojechalismy do domu.
*Diego*
Siedzimy z Jess u mnie w domu i TV ogladamy. Oczywiscie musi byc Lara,mama i tata.
-Kochanie, pojdziesz ze mna sie napic? -zaproponowalem Jess. Zgodzila sie.
//w kuchni\\
-Skarbie, moze sie przeprowadzimy? Bedziemy mieszkac sami -objalem ja w talii
-Tez bym chciala, tylko gdzie? -zapytala
-Na przeciwko Leona i Violi jest pusta willa. Moglibysmy tam zamieszkac -powiedzialem z usmiechem
-Diego, ale musimy to przemyslec -polozyle swoje zgrabne rece na moich ramionach
-Tak, wiem, ale chcialem ci to zaproponowac. Mamy czas do przemyslen do urodzin Leona -powiedzialem
-Czyli kiedy? -zapytala
-Za tydzien podejmujemy decyzje -powiedzialem
-Zgadzam sie -usmiechnela sie. Nasze usta zblizaly sie do siebie. Juz czulismy swoje oddechy na twarzy, ale Lara wtargnela do kuchni.
-Czesc. O, przepraszam. Nie chcialam przeszkadzac -wlala wode w szklanke i poszla do salonu. My poszlismy spac. Jest juz 23:00. Jestem troche zmeczony.
--------------------------------------------------------------------------
Konieec :) Podoba sie? Mam nadzieje ze tak. Dlugi? Dlugi :) Nie wiem co powiedziec. Hmm. Do nastepnrgo ;>
Obudzilam sie. Leon lezal obok mnie i gapil sie w sufit. Wtulilam sie w jego tors.
-Czesc skarbie -pocalowal mnie w czolo
-Czesc. Jak sie spalo? -zapytalam usmiechnieta
-Moglo byc lepiej -odpowiedzial obojetnie
-Czemu? -zapytalam ze smutkiem
-Nie wazne -machna reka i mnie objal
-Wazne -odpowiedzialam
-Nie wazne
-Wazne
-Nie wazne
-Nie wazne
-Wazne
-Ahaha! Wygralam. Opowiadaj -rozkazalam
-No bo o 21:00 Tomas przyszedl i mnie obudzil i poszlismy do pokoju Fede i Tomas zaczal mu grozic ze jesli sie zblizy do Lu to pozaluje -powiedzial Leon jednym tchem. Od razu wstalam i poszlam do sypialni Fede. Nie było go tam. Postanowiłam do niego zadzwonić.
Rozmowa
-Halo -powiedział obojętnie Fede
-Fede, co się dzieje? -zapytałam zdenerwowana
-Jak to? -zapytał zdezorientowany
-Czemu cię nie ma? -zapytałam
-Jestem u taty i Angie -powiedział
-Czemu? -zapytałam zszokowana
-Wyjasnie ci w Stud!u -odpowiedział
-Ale ja mam urlop macierzyński! -odpowiedziałam
-No to dzisiaj wpadnę do ciebie po 14:00 -rozłączył się
Pobieglam do Leona. Byl w garderobie. Wlasnie zakladal gacie.
-Puka sie -powiedzial
-Yyy... Puk puk -zasmialam sie. Objal mnie w talii.
-Wiesz ze cie kocham? -powiedzial slodziasnie
-Mmmm. Wiem. -pocalowalismy sie ^^ . Bylo przyjemnie. Po prostu cieplo jego ust i dotyk jego rak, oniesmielaja mnie. Kocham go ponad swoje zycie i tego nie zmienie. Niestety cos musialo nam przeszkodzic. Glownie to ze Leon musi isc do pracy.
-Kochanie. Musimy skonczyc -powiedzialam niechetnie. On mnie cmoknal w brzuch i dalej sie ubieral. Ja poszlam do kuchni cos zjesc. Jestem glodna jak diabli. Dzisiaj postanowilam zjesc po prostu platki kukurydziane. W koncu o siebie dbac musze. Usiadlam do stolu. Naprzeciwko mnie usiadl moj maz. Wcinal talerz zelkow z chlebem? On chyba chce ochrzan.
-Prosisz sie o ochrzan widze -powiedzialam spokojnie
-O chrzan tak, ale o ochrzan nie -powiedzial dumnie
-Czy ty jestes normalny?! Oddawaj to! - zabralam mu miske z zelkami
-O nie ty tez nie bedziesz ich jadla -probowal mi zabrac ale bylam szybsza. Wszystkie zelki wywalilam przez okno a w miske wsypalam fasole.
-Prosze, oto twoje zelki -odgarnelam wlosy i wzielam sie za jedzenie.
-Ej! -powiedzial jak dziecko
-Jedz! -rozkazalam. Zrobil tak jak chcialam.
-Juz-odsunal talerz
-Teraz daj buziaka -rozkazalam. Leon poslusznie wstal i mnie namietnie pocalowal
-Zadanie wykonane. Teraz do studia. -powiedzialam slodko
-Wiem moje pieknosci -
-O ktorej bedziesz? -zapytalam
-O 12:00-pocalowal mnie w policzek i poszedl. Sama w tym domu, bede sie nudzic. Ciekawe czy Naty idzie do pracy. Hmm. Zadzwonie do niej.
Rozmowa
-Halo- odebrala zaspana Natalia
-Czesc, idziesz dzisiaj do Stud!a ? -zapytalam
-Nie. -odpowiedziala
-To moze wpadniesz do mnie tak za 15 minut? -zaproponowalam
-Zgoda. To pa -rozlaczylismy sie
Przynajmniej bede miala towarzystwo. Dzwonek do drzwi. Otworzlam. Stala w nich Natalia z Maxim.
-Czesc, wchodzcie. -weszli. -A ty Maxi co nie w Studiu? -zapytalam zdziwiona
-Za godzine -odpowiedzial Maxi i usiadl na sofie, a ja z Naty poszlysmy do kuchni
-I jak Naty pierwsza noc ciazowa? -zapytalam
-Fajnie -odpowiedziala wpatrzona w Maxiego. Walnelam ja w ramie.
-Alc! -krzyknela
-Punkt 1.Zero stosunkow seksualnych! -powiedzialam jej
-Czemu? -zapytala smutna Naty
-Nie sprzeczaj sie. Jaka herbate? -zapytalam
-Zwykla -odpowiedziala i poszla do salonu.
-A ty Maxi? -zawolalam
-Kawe -odpowiedzial. Po 5 minutach wszystko bylo gotowe.
-Prosze -podalam im napoje. Usiadlam na fotelu.
-Ktory to tydzien? -zapytalam
-6 -odpowiedzieli razem
-Acha -odpowiedzialam
-A co u Fede? W stud!u? -zapytala Natalia pijac herbate
-Nie, u Taty i Angie ale tymczasowo w Stud!o -odpowiedzialam
-Maxi, jedz juz do Studia -rozkazala Naty. Posluchal sie jej i pojechal. Wreszcie same.
*Leon*
Wlasnie minela pierwsza lekcja. Dzisiaj byla tylko rozgrzewka. Zaraz bedzie lekcja muzyki z Lu i Tomasem. Teraz mam wolna godzine. Zaraz i tak Diego i Maxi przyjdzie. O wilkach mowa.
-Siema -przybilismy zolwika
-Co tam? -zapytal
-Wolna godzina -polozylem nogi na stol, a tu nagle wchodzi Angie a ja sie wywracam. Nie fajnie.
-Dziendobry -wstalem i pocalowalem ja w reke. Diego zrobil to samo. Wychowani jestesmy ^^
-Witam. Wolna godzina patrze -powiedziala z usmiechem
-Tylko u mnie i u Diega-usmiechnelem sie szeroko, a Maxi poszedl na zajecia. Angie cos tam grzebała w papierach, a ja z Diego gapilismy się na siebie jak idioci i smialismy się z byle czego. O już przerwa. Wszyscy nauczyciele się zebrali do pokoju nauczycielskiego. Oprócz Broudwey'a. No i dobrze, niech ta brodawka więcej tu nie wraca.
-Słuchajcie, jutro o 16:00 po zajęciach jest zebranie. I Leon Violetta musi być. Maxi, Natalia również. Teraz was zwalniam z pracy, uczniów również bo mam za dużo rzeczy do zrobienia. To do zobaczenia -powiedziała Angeles i wszyscy rozjechalismy się do domów.
//posiadłosć Verdas'ów.\\
-Już jestem! -krzyknąłem na cały dom. Nie usłyszałem odpowiedzi. Za mną wszedł Maxi.
-Jestem! -krzyknął na cały dom
-Dziewczyn nie ma? -zapytałem zdziwiony
-A nie widzisz? -zapytał idiotycznie. Usłyszelismy z naszej ''spiewalni'' (czyt. piwnicy) spiew dziewczyn. Pobieglismy tam od razu. No a jak. Dziewczyny spiewały jakąs piosenkę.
''Ya se donde quiero ir
Ya tengo claro que quiero decir
Es un estado que me hace bien
Biene de golpe me vas a etender..''
Przerwalismy im.
-Nie wiedziałem że w ciąży się pracuje, co nie Maximiliano? -powiedziałem poważnie/sarkastycznie
-Oczywiscie Leonardo -odpowiedzial powaznie/sarkastycznie Maxi. Tylko, co za Leonardo?
-Co?! -powiedzialem zdziwiony. -Leonardo?! -krzyknalem jeszcze glosniej
-No co? -powiedzial niewinnie
-Leonardo!? Moze jeszcze Leonardo da Vinci (la vinczi) ?! -krzyknalem. Viola i Naty smieja sie jak dzikie.
-O jejku, tylko chcialem powiedziec powaznie tak jak ty -powiedzial troszeczke zdenerwowany
-No dobra -przybilismy zolwika. -To nad czym pracujecie? -usiadlem obok Vilu, a Maxi obok Naty.
-Piosenka -odpowiedziala Natalia
-Widze -powiedzialem z sarkazmem
-Mamy juz pawie cala zwrotke. Zaspiewac? -zapytala Viola slodko
-Tak -pocalowalem ja w policzek.
''Ya se donde quiero ir -Violetta
Ya tengo claro que quiero decir -Natalia
Es un estado que me hace bien -Violetta
Biene de golpe me vas a etender -Vilu,Natalia
Ahora te toca a ti -Violetta
Ya tienes claro que debes decir? -Violetta
Es alergia y es de bienestar -Natalia
Van copmidento en ser superstars -Natalia
Ya siento la energia
Que buena compania
Se siente el escenario
Y el grito necesario'' -Razem
-No, no. Nie zle -zaczelismy klaskac (ja,Maxi) . Viola wstala i mnie czule pocalowala. Natalia zrobila to samo. No tylko ze pocalowala Maxi'ego.
-My juz pojdziemy. Pa -Naxi poszla, a my sami *-*
-Kochanie -zlapalem ja w pasie i pocalowalem w szyje. -Jak nasza fasolka? -zapytalem
-Dobrze, ale bedzie lepiej jesli mamusia bedzie szczesliwa -powiedziala
-A co trzeba do szczescia mamusi? -zapytalem i znow ja pocalowalem w szyje
-Chce wrocic do Stud!a -powiedziala
-Co to, to nie -zaprzeczylem. Wyrwala mi sie z rak.
-Czemu!? -krzyknela. -Za miesiac bede gnic w domu, prosze cie. Ja tesknie za Stud!em. -prosila Viola
-Kochanie ... -przerwala mi
-Nie to nie! Ale zapamietaj, ze spisz w salonie! -poszla na gore, a ja poszedlem do kuchni. Zglodnialem od tego wszystkiego. Ale nie moge tego tak zostawic. Postanowilem zadzwonic do Angeles. Moze ona przemowi jej do rozsadku.
Rozmowa
A: Czesc Leon, co sie dzieje?
L: Violetta chce do Stud!a. Przyjedz i przemow jej do rozsadku. Prosze
A: Oczywiscie, juz jade.
// 10 minut pozniej \\
Dzwonek. Otworzylem.
-Witaj. Dziekuje, ze przyszlas. Violetta jest na gorze w sypialni. -powiedzialem a ona poszla do niej. Mam nadzieje, ze jej sie uda.
*Violetta*
Leze i mysle nad sensem zycia.
-Czesc Violu. Wpuscisz mnie? -powiedziala Angie. Mam nadzieje . Mialam drzwi na kluczyk zeby Leon nie wszedl. Otworzylam drzwi.
-Czesc Angie. -zamknelam drzwi, a Angie usiadla na fotelu, ktory stal niedaleko lozka.
-Violu, juz wiem o wszystkim. Co cie tak ciagnie do studia? -zapytala z troska
-Angie, bylam tam tylko tydzien. Ja tesknie za uczniami, muzyka. Mam z Natalia piosenke. Jest swietna. Prosze. Mamy w glowie uklad do niej. Prosze Angie -blagalam ja
-Violu, ... -przerwalam jej
-Tak, wiem. Jestem w ciazy i nie moge nic robic tylko gnic w domu. Nie dziwie sie, ze kobiety w ciazy sa takie wkurzone, bo na nic im nie pozwalacie!! -krzyknelam. Angie mnie uciszyla.
-Violu, nie dalas mi dokonczyc -powiedziala. Kaciki ust sie podniosly.
-Czyli jest nadzieja? -zapytalam
-Tak, ale daj mi pogadac z Leonem - i poszla na dol. I musi gadac z Leonem, jakby sama nie miala mozgu.
*Leon*
Ciekawe jak im idzie. O Angeles.
-I jak? -podszedlem do niej
-Mam z toba pogadac. Ja sie zgadzam. Czemu ty nie? Za miesiac bedzie tu w domu. -powiedziala
-Nie! Jest w ciazy! Nie moja wina ze, sie nie zabezpieczala -powiedzialem wkurzony. Angie popatrzyla na mnie wrogo.
-C..co? -zapytalem zdezorientowany
-Nie wierze! Jestes okropny! Myslalam ze mnie kochasz, ze chcesz zalozyc ze mna rodzine! Nienawidze cie!-krzyknela Viola stojaca na schodach. Wlasnie pobiegla na gore. Pobieglismy za nia.
-Violu otworz. -powtarzalem w kolo
-Nie! Nie moja wina ze nie wiesz co mowic! -krzyknela. Miala racje.
-Kochanie, prosze. Jutro i tak idziesz do Studia -powiedzialem
-To fajnie, ale i tak spisz w salonie, a teraz idz!! -rozkazala. Nadal stalem.
-Angie, dziekuje ze przyszlas. Do zobaczenia -pozegnalismy sie i Angeles poszla. Zostalem opuszczony ja. Vilu wychodzi z sypialni z ... walizka! Zatrzymalem ja.
-Kochanie, co ty robisz? -zapytalem przerazony
-Wyprowadzam sie. Z nasza fasolka bedziemy mieszkac, bez ciebie! -dala nacisk na ''bez ciebie'' i zaczela schodzic ze schodow. Znow ja zatrzymalem
-Kochanie, prosze, ja cie kocham, kocham nasza fasolke. Po pros... -przerwala mi
-Nie Leon! Kochasz mnie, ale w lozku! -krzyknela i wybiegla z domu. Pobieglem za nia, lecz gdy bylem na dworzu juz jej nie widzialem. Nie wiem co ja zrobie.
*Ludmila*
Siedzimy z Tomim w salonie, wtuleni w siebie.
-Kochani.. -Tomas mi przerwal
-Csiii -przylozyl swoj palec do moich ust. -Nie potrzebne tu slowa -izaczal mnie calowac po szyi. Cicho pojekiwalam. Dzwonek. Ja pier*ziele.
-Kochanie, daj mi otworzyc -z niechecia wypuscil mnie. Przed drzwiami stala Viola z walizka! ;o
-Violus, co jest? -przytulilam ja
-Leon ... -powiedziala i sie rozryczala.
-Violu, wejdz do srodka i opowiedz co sie stalo -usiadlysmy na sofie
-Nie moge -wydusila.
-Tomi, idz pogadaj z Leonem -wyszeptalam mu na ucho a on poszedl do Verdas'a. Ciekawi mnie co on narobil tym razem.
-Viola, prosze. Opowiedz -poprosilam
-No bo, poprosilam Leona o powrot do studia, ale on sie uparl i powiedzial ze nie. Poszlam do pokoju. Potem przyszla Angie i prawie sie zgodzila, tylko musiala pogadac z Leonem. Ustalam na schodach i Leon powiedzial ''Nie! Jest w ciazy! Nie moja wina ze sie nie zabezpieczala'' i tak jeste tutajm -rozryczala sie.
-Kochana, nie przejmuj sie. Ale musisz do niego wrocic. Wiem ze cie kocha, i ze on ciebie. -mowilam z troska
-No dobra, ale robie to dla ciebie -otarla lze i poszlismy razem do jej domu.
//Dom Verdas'ow\\
Jestesmy juz w mieszkaniu. Poszlysmy do sypialni Leonetty. Rozpakowalismy ubrania Violu i zaczelismy szukac Leona. Poszlysmy do piwnicy, tam gdzie stoi billard, a tam co? Leon lezal na ziemi, a obok niego pusta butelka po tabletkach.
-Niee!!!!!!!! -krzyknela Viola i usiadla obok niego. Zlapala go za reke i plakala.
-Tomas dzwon po karetke!! -krzyknelam do niego
-Dzwonilem. O juz sa -powiedzial. Lekarze wpadli do domu jak dzicy. Tomas przyprowadzil ich do piwnicy. Zabrali Leona do karetki. Wyszlismy na zewnatrz.
-Ja jade z wami! -wpakowala sie do karetki Viola a ja za nia.
-Prosimy, jestesmy rodzina Leona. -opanowalam Viole. Napisalam do Tommiego:
''Tomas, zamknij dom Leona i Violi i czekaj w domu na moj telefon''
Viola ciezko oddychala.
-Violus, uspokuj sie. Wszystko bedzie dobrze -uspokojalam ja
-Naprawde? -zapytala z nutka nadzieji
-Tak -powiedzialam z usmiechem i sie przytulilismy.
-Juz jestesmy na miejscu -rzekl jeden z lekarzy. Wyszlysmy pierwsze i poszlysmy do szpitala. Leona wprowadzili na oddzial. Czekalismy niecierpliwie.
// 2 godz pozniej\\
Jest juz 20:00. Viola spi na moim ramieniu. O, idzie lekarz.W koncu.
-I jak? Co jest? -zapytalam szeptem, bo nie chcialam budzic Vilu
-Juz jest wszystko dobrze. Juz mozna go wypisac ze szpitala, lecz nie moze pracowac przez 3 dni. -powiedzial lekarz i przyszedl Leon. Usiadl obok Vilu i wzial ja za reke.
*Leon*
-Czesc slonce -pocalowalem Vilu w czolo
-Leon -rzucila mi sie na szyje Viola. -Kochanie, czemu to zrobiles? -zapytala
-Czulem, ze zycie nie ma sensu -powiedzialem
-Kochanie, w malzenstwach zdarzaja sie klotnie, ale to nie jest powod do samobojstwa
-Wiem, ze zle zrobilem , a jak wyszlas z ta walizka, poczulem ze moje zycie nie ma sensu, ze ja nie mam sensu. Nic innego mi nie zostalo. Uwierz mi, nie chcialem tego powieciec, ale tak jakos. Chce zebys uczyla w Studiu, nawet jak jestes w ciazy, ale boje sie , ze nie wytrzymasz. Wiesz ze kobiety w ciazy sa nerwowe. Jeszcze raz ... -przepraszalem, az Viola mi przerwala to namietnym pocalunkiem
-Kocham cie, kochalam i zawsze bede kochac. Zapamietaj to-przytulila mnie, a ja ja
-Przepraszam was, ale musze wam to przerwac. Tomas juz po nas przyjechal. Pojechalismy do domu.
*Diego*
Siedzimy z Jess u mnie w domu i TV ogladamy. Oczywiscie musi byc Lara,mama i tata.
-Kochanie, pojdziesz ze mna sie napic? -zaproponowalem Jess. Zgodzila sie.
//w kuchni\\
-Skarbie, moze sie przeprowadzimy? Bedziemy mieszkac sami -objalem ja w talii
-Tez bym chciala, tylko gdzie? -zapytala
-Na przeciwko Leona i Violi jest pusta willa. Moglibysmy tam zamieszkac -powiedzialem z usmiechem
-Diego, ale musimy to przemyslec -polozyle swoje zgrabne rece na moich ramionach
-Tak, wiem, ale chcialem ci to zaproponowac. Mamy czas do przemyslen do urodzin Leona -powiedzialem
-Czyli kiedy? -zapytala
-Za tydzien podejmujemy decyzje -powiedzialem
-Zgadzam sie -usmiechnela sie. Nasze usta zblizaly sie do siebie. Juz czulismy swoje oddechy na twarzy, ale Lara wtargnela do kuchni.
-Czesc. O, przepraszam. Nie chcialam przeszkadzac -wlala wode w szklanke i poszla do salonu. My poszlismy spac. Jest juz 23:00. Jestem troche zmeczony.
--------------------------------------------------------------------------
Konieec :) Podoba sie? Mam nadzieje ze tak. Dlugi? Dlugi :) Nie wiem co powiedziec. Hmm. Do nastepnrgo ;>
piątek, 1 listopada 2013
Opowiadanie , Rozdzial 22 ~ Skoncz!
*Violetta*
Jest juz ranek. Leon nadal spi. Ktora to godzina. 5:00. Ojojoj. To musze poczekac na sniadanko. A co ja , niech wstaje.
-Leon, wstawaj. -powiedzialam mu na ucho
-Co znowu!? -krzyknal cicho
-Idz po zakupy -rozkazalam
-Jest -spojrzal na zegar wiszacy nad lozkiem. - 5:00, a mialem isc o 8:00 -powiedzial
-Ale ja jestem glodna! -krzyknelam cicho
-Dobrze kochanie -wstal, ubral sie i poszedl po zakupy. Niespodziewanie zasnelam.
*Leon*
Ide sobie na zakupy i zauwazylem Fede i Lu na lawce. Gadali. Ciekawe o czym. Podeszlem do nich i ich podsluchiwalem i podgladalem.
-Ludmilo -powiedzial Fede i zlapal ja za reke. -Kocham cie. Prosze wroc do mnie. -dokonczyl
-NIE! -zabrala reke. -Jestem z Tomasem i koniec! -wstala i poszla. W moja strone. Przykulem sie do
drzewa. Na szczescie mnie nie zauwazyla. Fede pobiegl za nia. Nie mam zamiaru tu stac i poszedlem do sklepu. Weszlem do sklepu. Zaczalem szukac listy zakupow. Nie ma. Zajrzalem do kurtki. Uff. Jest. A juz sie balem ze jej nie ma. Kupilem to co potrzeba i wrocilem do domu. Gdy do niego zaszlem, jak zwykle krzyknalem:
-Juz jestem! -nikt nie odpowiedzial. A tylko ona zasnie, to nie wiem co. Odlozylem zakupy na stol i poszedlem na gore do sypialni, No a jak. Vilu spi. I pocoz to ja szedlem tak wczesnie? Nie wazne. Poszedlem do sypialni Fede. Nie ma go. Pewnie gada z Lu. Musze go o nia powypytywac. O do domu wszedl Federico. Ide do niego. Chcial postawic noge na stopniu ale go zatrzymalem.
-A gdzie dziendobry? -usmiechnelem sie kwasno
-Czesc. Zjemy sniadanie? Jestem glodny -odpowiedzial
-Tak -usiedlismy do stolu. Zjadlem platki, a Fede kanapki
-Sluchaj. Musimy pogadac. POWAZNIE -dalem nacisk na slowo ''powaznie''
-Tak -odpowiedzial zaklopotany
-Podsluchiwalem Ciebie i Ludmi w parku. Wytlumacz mi o co chodzi, bo jak Tomas sie o tym dowie to strach sie bac -opowiedzialem mu o co cho
-Leon nie wnikaj -powiedzial
-Wnikam, chyba chcesz zeby Tomas ci nogi z dupy powyrywal
-Nie nie chce. Ale to jest tak. Kiedy przyjechalem do was na kolacje poczulem cos do Ludmily. Poczulem, ze jest miloscia mojego zycia. Poprostu czuje do niej to, co kiedys czulem. -wyjasnil rozzalony Feder
-Ale ona jest z Tomasem! -odopowiedzialem
-Ile razy to slyszalem. Moze masz racje, ma meza i was, a ja wyjezdzam niedlugo i to nie ma sensu. Zamknijmy temat. Jaka plec? -odpowiedzial
-Nie widzisz? Jestem mezczyzna! -odpowiedzialem zbulwersowany
-U dziecka -przewrocil oczami
-A. Nie wiem. Zaraz 6 miesiac -powiedzialem. Vilu zeszla na dol
-Czesc skarbie. -pocalowala mnie w policzek. -Kupiles ... -przerwalem
-Tak -pocalowalem ja. Poszla rozpakowac zakupy. Wyjela pierwszy produkt.
-Leon -powiedziala lagodnie. -Co to ma byc? -zapytala wkurzona
-Czosnkowy pasztet -odpowiedzialem dumnie
-Ja cie prosilam o pasztet czosnkowy a nie o czosnkowy pasztet! Jestes niewiarygodny! Nie lubie czosnkowego pasztetu tylko pasztet czosnkowy! Co ja sie z toba mam! -krzyczala. Wstalem i ja przytulilem.
-Kochanie, to nie ma zadnej roznicy. -powiedzialem spokojnie
-Jak nie ma?! -krzyknela
-Czosnkowy pasztet, a pasztet czosnkowy to to samo.-powiedzialem. Spojrzala na opakowanie
-Pisze wyraznie ''Czosnkowy pasztet''! -krzyknela
-Kociak, sprobuj -rozkazalem.Otworzyla opakowanie, wziela widelec i sprobowala.
-Hmm. Masz racje. Musze cie czesciej wysylac na zakupy -poszla szczesliwa do salonu.
-Ej, a co ze sniadaniem ? -zapytalem ale nie odpowiedziala. Pewnie nie uslyszala. Zjadlem juz sniadanie. Fede tez. Posprzatalem i poszedlem do Vilu. Ogladala wiadomosci.
-Kochanie, co bedziemy dzisiaj robic? -objalem ja
-Moze pojdziemy do Haredia? Albo Ponte? -zaproponowala
-Bedziemy Ponte przeszkadzac. -powiedzialem. Zadzwonil dzwonek do drzwi. Cami i Andres.
-Witajcie. Zapraszam -weszli. Zawolalem Vilu ze mamy gosci. Przyleciala od razu. Przywitala sie z nimi i usiedlismy do stolu.
-Mozecie zadzwonic do Haredia, Ponte i Dominguez? -zapytala Cami
-Tak, oczywiscie -poszla zadzwonic Viola. Jaka ona slodka *-* . Zadzwonil dzwonek do drzwi.I znowu otworzylem.
-O witam Dominguez'ow -przywitalem sie. Weszli do srodka i usiedli przy Camili i Andresie. I znowu dzwonek. Musze zamieszkac przy drzwiach.
-WCHODZCIE! -warknalem do Haredi i Ponte.
-Nie denerwuj sie tak -powiedzial Maxi
-Ma ktos jeszcze przyjsc? -zapytalem zdenerwowany
-Nie kochanie -pocalowala mnie Viola.
-Mmmm -mruczalem jak kotek
-Skoncz! -powiedziala Viola i usiedlismy do stolu
-Moze kawy, herbaty? -zapytala Viola
-Nie dziekujemy -wstala Cami z Andresem
-Chcielibysmy zaprosic was na nasz slub -zaczela Cami
-Bardzo milo nam bedzie, jesli wpadniecie. Wszelkie informacje sa w zaproszeniu -dokonczyl Andres a my zaczelismy im gratulowac. Po szopce usiedlismy do stolu. Ponte wstali. Co znowu sie zenia?
-My tez mamy dla was nowine. -powiedzial Maxi i objal Naty
-Spodziewamy sie dziecka -dokonczyla Natalia i sie cmokneli.
-Oooo -oooczaly dziewczyny XD. I znowu gratulowalismy. Viola zaparzyla kawy i herbaty i spedzilismy spolnie godzine. Potem wszyscy sie rozeszli. Jest dopiero 19:00 . Fede gdzies poszedl. Ja z Vilu poszlismy tylko i wylacznie spac. Jak ona to i ja. Mocno ja przytulilem i zasnalem.
*Federico*
Jestem pod domem Ludmily. Zadzwonilem do Tomasa jako Justin Bieber ze chcialby z nim sie teraz spotkac. O, w koncu wyszedl. Wslizgnalem sie do domu Ludmi. Poszedlem jej szukac. Spi na kanapie. Obudzilem ja calusem w policzek.
-Czesc Tom... -powiedziala slodko -Fede! -krzyknela zdziwiona.
-Czesc kochanie -probowalem ja pocalowac ale sie odsunela. -Co jest ? -zapytalem smutny
-Wyjdz! -pokazala reka na drzwi -Wyjdz! -krzyknela jeszcze glosniej. Wyszedlem i poszedlem do domu.
*Tomas*
Stoje pod Stud!em i czekam na Biebera. Nagle dzwoni telefon.
-Kochanie, wracaj do domu. Musze ci cos powiedziec! -rozkazala Lu. Rozlaczylem sie i pojechalem jak najszybciej do domu.
// w domu \\
Wpadlem do domu jak szalony. Ludmila siedziala zaplakana na kanapie. Usiadlem obok niej i ja przytulilem.
-Co sie dzieje kochanie? -zapytalem zatroskany
-Federico -powiedziala zaplakana. Wstalem i poszedlem zly do domu Verdas'ow. Nie chce im robic zmieszania, ale Federico mnie dobija. Wpadlem jak dziki. Nikogo nie bylo. Poszedlem do sypialni Leonetty. Podszedlem do Leona .
-Wstawaj! -wyszeptalem mu na ucho. Zerwal sie. Wyszlismy z sypialni, Wszystko mu wytlumaczylem i poszedlem do Fede pokoju. On za mna, ale zeby mnie powstrzymac. Jestem juz u Fede. Wzialem go za fraki.
-Co ty jej zrobiles.?! -grozilem mu. Leon sie bacznie przygladal
-Komu? -zapytal zdezorientowany Federico
-Jak to komu? Ludmile!
-Nic -powiedzial przestraszony
-Jak to nic!? Myslisz ze moja zona klamie!? Przyznaj sie!
-Probowalem pocalowac, nic wiecej, przysiegam -powiedzial przerazony Fede. Puscilem go.
-Tylko!? Nie masz prawa zblizac sie do mnie ano Ludmily, jasne?
-T..tak. -powiedzial i poszedlem do domu. Nie chcialem tego ale to bylo silniejsze ode mnie. W domu. Ludmila spi. Polozylem sie obok niej i zasnelismy.
------------------------------------------------------------------------------------------
Ka bum! Nudny ;/ Ale wazne ze jest. Nastepny niedlugo ;p Mam nadzieje ze sie podoba ;) Do nastepnego :D
Jest juz ranek. Leon nadal spi. Ktora to godzina. 5:00. Ojojoj. To musze poczekac na sniadanko. A co ja , niech wstaje.
-Leon, wstawaj. -powiedzialam mu na ucho
-Co znowu!? -krzyknal cicho
-Idz po zakupy -rozkazalam
-Jest -spojrzal na zegar wiszacy nad lozkiem. - 5:00, a mialem isc o 8:00 -powiedzial
-Ale ja jestem glodna! -krzyknelam cicho
-Dobrze kochanie -wstal, ubral sie i poszedl po zakupy. Niespodziewanie zasnelam.
*Leon*
Ide sobie na zakupy i zauwazylem Fede i Lu na lawce. Gadali. Ciekawe o czym. Podeszlem do nich i ich podsluchiwalem i podgladalem.
-Ludmilo -powiedzial Fede i zlapal ja za reke. -Kocham cie. Prosze wroc do mnie. -dokonczyl
-NIE! -zabrala reke. -Jestem z Tomasem i koniec! -wstala i poszla. W moja strone. Przykulem sie do
drzewa. Na szczescie mnie nie zauwazyla. Fede pobiegl za nia. Nie mam zamiaru tu stac i poszedlem do sklepu. Weszlem do sklepu. Zaczalem szukac listy zakupow. Nie ma. Zajrzalem do kurtki. Uff. Jest. A juz sie balem ze jej nie ma. Kupilem to co potrzeba i wrocilem do domu. Gdy do niego zaszlem, jak zwykle krzyknalem:
-Juz jestem! -nikt nie odpowiedzial. A tylko ona zasnie, to nie wiem co. Odlozylem zakupy na stol i poszedlem na gore do sypialni, No a jak. Vilu spi. I pocoz to ja szedlem tak wczesnie? Nie wazne. Poszedlem do sypialni Fede. Nie ma go. Pewnie gada z Lu. Musze go o nia powypytywac. O do domu wszedl Federico. Ide do niego. Chcial postawic noge na stopniu ale go zatrzymalem.
-A gdzie dziendobry? -usmiechnelem sie kwasno
-Czesc. Zjemy sniadanie? Jestem glodny -odpowiedzial
-Tak -usiedlismy do stolu. Zjadlem platki, a Fede kanapki
-Sluchaj. Musimy pogadac. POWAZNIE -dalem nacisk na slowo ''powaznie''
-Tak -odpowiedzial zaklopotany
-Podsluchiwalem Ciebie i Ludmi w parku. Wytlumacz mi o co chodzi, bo jak Tomas sie o tym dowie to strach sie bac -opowiedzialem mu o co cho
-Leon nie wnikaj -powiedzial
-Wnikam, chyba chcesz zeby Tomas ci nogi z dupy powyrywal
-Nie nie chce. Ale to jest tak. Kiedy przyjechalem do was na kolacje poczulem cos do Ludmily. Poczulem, ze jest miloscia mojego zycia. Poprostu czuje do niej to, co kiedys czulem. -wyjasnil rozzalony Feder
-Ale ona jest z Tomasem! -odopowiedzialem
-Ile razy to slyszalem. Moze masz racje, ma meza i was, a ja wyjezdzam niedlugo i to nie ma sensu. Zamknijmy temat. Jaka plec? -odpowiedzial
-Nie widzisz? Jestem mezczyzna! -odpowiedzialem zbulwersowany
-U dziecka -przewrocil oczami
-A. Nie wiem. Zaraz 6 miesiac -powiedzialem. Vilu zeszla na dol
-Czesc skarbie. -pocalowala mnie w policzek. -Kupiles ... -przerwalem
-Tak -pocalowalem ja. Poszla rozpakowac zakupy. Wyjela pierwszy produkt.
-Leon -powiedziala lagodnie. -Co to ma byc? -zapytala wkurzona
-Czosnkowy pasztet -odpowiedzialem dumnie
-Ja cie prosilam o pasztet czosnkowy a nie o czosnkowy pasztet! Jestes niewiarygodny! Nie lubie czosnkowego pasztetu tylko pasztet czosnkowy! Co ja sie z toba mam! -krzyczala. Wstalem i ja przytulilem.
-Kochanie, to nie ma zadnej roznicy. -powiedzialem spokojnie
-Jak nie ma?! -krzyknela
-Czosnkowy pasztet, a pasztet czosnkowy to to samo.-powiedzialem. Spojrzala na opakowanie
-Pisze wyraznie ''Czosnkowy pasztet''! -krzyknela
-Kociak, sprobuj -rozkazalem.Otworzyla opakowanie, wziela widelec i sprobowala.
-Hmm. Masz racje. Musze cie czesciej wysylac na zakupy -poszla szczesliwa do salonu.
-Ej, a co ze sniadaniem ? -zapytalem ale nie odpowiedziala. Pewnie nie uslyszala. Zjadlem juz sniadanie. Fede tez. Posprzatalem i poszedlem do Vilu. Ogladala wiadomosci.
-Kochanie, co bedziemy dzisiaj robic? -objalem ja
-Moze pojdziemy do Haredia? Albo Ponte? -zaproponowala
-Bedziemy Ponte przeszkadzac. -powiedzialem. Zadzwonil dzwonek do drzwi. Cami i Andres.
-Witajcie. Zapraszam -weszli. Zawolalem Vilu ze mamy gosci. Przyleciala od razu. Przywitala sie z nimi i usiedlismy do stolu.
-Mozecie zadzwonic do Haredia, Ponte i Dominguez? -zapytala Cami
-Tak, oczywiscie -poszla zadzwonic Viola. Jaka ona slodka *-* . Zadzwonil dzwonek do drzwi.I znowu otworzylem.
-O witam Dominguez'ow -przywitalem sie. Weszli do srodka i usiedli przy Camili i Andresie. I znowu dzwonek. Musze zamieszkac przy drzwiach.
-WCHODZCIE! -warknalem do Haredi i Ponte.
-Nie denerwuj sie tak -powiedzial Maxi
-Ma ktos jeszcze przyjsc? -zapytalem zdenerwowany
-Nie kochanie -pocalowala mnie Viola.
-Mmmm -mruczalem jak kotek
-Skoncz! -powiedziala Viola i usiedlismy do stolu
-Moze kawy, herbaty? -zapytala Viola
-Nie dziekujemy -wstala Cami z Andresem
-Chcielibysmy zaprosic was na nasz slub -zaczela Cami
-Bardzo milo nam bedzie, jesli wpadniecie. Wszelkie informacje sa w zaproszeniu -dokonczyl Andres a my zaczelismy im gratulowac. Po szopce usiedlismy do stolu. Ponte wstali. Co znowu sie zenia?
-My tez mamy dla was nowine. -powiedzial Maxi i objal Naty
-Spodziewamy sie dziecka -dokonczyla Natalia i sie cmokneli.
-Oooo -oooczaly dziewczyny XD. I znowu gratulowalismy. Viola zaparzyla kawy i herbaty i spedzilismy spolnie godzine. Potem wszyscy sie rozeszli. Jest dopiero 19:00 . Fede gdzies poszedl. Ja z Vilu poszlismy tylko i wylacznie spac. Jak ona to i ja. Mocno ja przytulilem i zasnalem.
*Federico*
Jestem pod domem Ludmily. Zadzwonilem do Tomasa jako Justin Bieber ze chcialby z nim sie teraz spotkac. O, w koncu wyszedl. Wslizgnalem sie do domu Ludmi. Poszedlem jej szukac. Spi na kanapie. Obudzilem ja calusem w policzek.
-Czesc Tom... -powiedziala slodko -Fede! -krzyknela zdziwiona.
-Czesc kochanie -probowalem ja pocalowac ale sie odsunela. -Co jest ? -zapytalem smutny
-Wyjdz! -pokazala reka na drzwi -Wyjdz! -krzyknela jeszcze glosniej. Wyszedlem i poszedlem do domu.
*Tomas*
Stoje pod Stud!em i czekam na Biebera. Nagle dzwoni telefon.
-Kochanie, wracaj do domu. Musze ci cos powiedziec! -rozkazala Lu. Rozlaczylem sie i pojechalem jak najszybciej do domu.
// w domu \\
Wpadlem do domu jak szalony. Ludmila siedziala zaplakana na kanapie. Usiadlem obok niej i ja przytulilem.
-Co sie dzieje kochanie? -zapytalem zatroskany
-Federico -powiedziala zaplakana. Wstalem i poszedlem zly do domu Verdas'ow. Nie chce im robic zmieszania, ale Federico mnie dobija. Wpadlem jak dziki. Nikogo nie bylo. Poszedlem do sypialni Leonetty. Podszedlem do Leona .
-Wstawaj! -wyszeptalem mu na ucho. Zerwal sie. Wyszlismy z sypialni, Wszystko mu wytlumaczylem i poszedlem do Fede pokoju. On za mna, ale zeby mnie powstrzymac. Jestem juz u Fede. Wzialem go za fraki.
-Co ty jej zrobiles.?! -grozilem mu. Leon sie bacznie przygladal
-Komu? -zapytal zdezorientowany Federico
-Jak to komu? Ludmile!
-Nic -powiedzial przestraszony
-Jak to nic!? Myslisz ze moja zona klamie!? Przyznaj sie!
-Probowalem pocalowac, nic wiecej, przysiegam -powiedzial przerazony Fede. Puscilem go.
-Tylko!? Nie masz prawa zblizac sie do mnie ano Ludmily, jasne?
-T..tak. -powiedzial i poszedlem do domu. Nie chcialem tego ale to bylo silniejsze ode mnie. W domu. Ludmila spi. Polozylem sie obok niej i zasnelismy.
------------------------------------------------------------------------------------------
Ka bum! Nudny ;/ Ale wazne ze jest. Nastepny niedlugo ;p Mam nadzieje ze sie podoba ;) Do nastepnego :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)