*Jessica*
Pol nocy nie spalam i myslalam nad ta przeprowadzka. Chcialabym zamieszkac sama z Diego'iem. Kocham go i chce z nim mieszkac. Ktora to godzina.. ? 9:00. Oj, Diego . Niech wstaje.
-Kochanie, wstawaj -szepnelam. Ani rusz. Pocalowalam go w policzek. Kaciki jego ust sie podniosly.
-A to tak sie bawi? -zapytalam z sarkazmem. On mocno mnie przytulil i zblizyl swoja twarz do mojej. Po raz kolejny czulismy swoj oddech na twarzach. Juz mielismy dotknac swoich ust, ale przerwala nam mama Diego'a.
-Diego ... -spojrzala na nas. -A to tak sie pracuje? Powinienes byc w pracy -powiedziala zla Clara (mama Diego'a) i zatrzasnela drzwi
-Kotek, wiesz ze musisz isc do pracy? -powiedzialam smutnie
-Wiem -pocalowal mnie w policzek i wstal sie ubierac.
-Kochanie, zdecydowalam sie i chce sie przeprowadzic -powiedzialam z usmiechem a on wskoczyl do lozka i mnie przytulil.
-Dziekuje. Odwdziecze ci sie -pocalowal mnie lekko i dalej sie ubieral. Ja rowniez. Moze pojde do Violi? Samotna bedzie w tym domu. Tak, tak zrobie.
*Violetta*
Obudzilam sie. Obok mnie lezalo wielkie ciacho Leon.
-Spiaca krolewna wstala -cmoknal mnie w czolo
-Wiesz, wiecznie spac nie mozna -cmoknelam go w policzek
-Jak sie spalo? -zapytal i mnie przytulil
-Wspaniale, a tobie? -zapytalam
-Cudownie, ale za bardzo kopalas -powiedzial z usmiechem
-Ejj -dostal koksanca
-No co? Zartuje przeciez -powiedzial niewinnie
-Oj, ty moj gluptasie -cmoknelam go w policzek. -Co z praca? -zapytalam
-Nie wiem -westchnal. Poszlam do lazienki.Musze zadzwonic do Angie.
Rozmowa
~Czesc, tu Angie zostaw wiadomosc po sygnale~
-Czesc Angie. Dzisiaj mnie ani Leona nie bedzie w Stud!u. Na zebraniu bedziemy. Pamietasz o planie? Caluski Viola
//10 minut pozniej\\
Juz do wszystkich podzwonilam. Za 2 dni Leon ma urodziny. Szykujemy impreze niespodzianke. W sali, tam, gdzie odbylo sie wesele Marecesci. Maxi,Diego i Tomas zabiora Leona gdzies na miasto,a reszta bedzie przygotowywac przyjecie.... Moje myslenie przewal Leon
-Kotek!! Ile jeszcze!??? --stukal i pukal Leosiek
-Yyy... Juz ide -poszlam do sypialni, lecz Leon mnie zatrzymal
-Siedzialas ponad 10 minut i nadal w pidzamie!? -zapytal zdenerwowany
-Nie prawda. Zmylam krem z twarzy i nalozylam nowy. -powiedzialam zdezorientowana
-Niech ci bedzie -pocalowal mnie w policzek i poszedl do lazienki. Ja zas do kuchni zjesc sniadanie. Leon zszedl ze mna. Usiedlismy do stolu i zaczelismy jesc posilek.
-Kochanie, jak nazwiemy dziewczynke? -zapytal Leon
-Moze .... Hmmm.... Samantha (Samanta) ?? -zaproponowalam
-Nie zle, ale wole Margaret -powiedzial ze swoim usmiechem.
-Nieee . Moze .... -zawislam. -Olivia -powiedzialismy razem i sie zasmialismy
-To Olivia, a chlopca? -zapytalam
-David -odpowiedzial
-Nieee.... Kevin -powiedzialam
-Nieee -powiedzielismy wspolnie. -Jake! -dokonczylismy i sie cmoknelismy
-Slodkie imionka, slodcy rodzice i slodkie malenstwo -usmiechnelam sie
-No baa -odpowiedzialam i dalej spozywalismy posilek.
*Camila*
Jestem zdenerwowana. Emma moja okropna siostra ktora niszczy mi zycie jutro przyjezdza. Najpierw zabrala mi Broudwey'a, a teraz niech tylko sprobuje Andresa, to wlosy jej powyrywam. Zreszta nie tylko ja jestem nie w sosie. Andres tez jest jakis zdenerwowany. O wilku mowa. Juz idzie, do kuchni. Zatrzymalam go na schodach.
-Co jest kochanie? -zapytalam z troska
-Nic -powiedzial obojetnie
-Przeciez widze, mow -powiedzialam lagodnie
-Na naszym weselu bedzie niechciany gosc -powiedzial ze spuszczona glowa
-No wiem, Emma. -przewrocilam oczami
-Nie o nia chodzi -macnal reka
-A o kogo ? -usiadlam na fotel
-Broudweya -mruknal pod nosem
-BROUDWEY'A!!!??? -wstalam z fotela i krzyknelam. -Z jakiej to racji? -zapytalam uspokojona
-To moj kuzyn -powiedzial obojetnie
-CO?! -krzyknelam. -Czemu mi nie powiedziales? -zapytalam zdenerwowana
-Wieeeesz, w naszej rodzinie nikt sie do niego nie przyznaje -zasmialismy sie. Przytulilam go
- Achhh, ten moj Andres -cmoknelam go w policzek. Iiiii dzwonek do drzwi. Mialam juz isc otworzyc ale Andres mnie nie puscil
-No co? -zapytalam
-Niech se poczeka -przytulil mnie mocniej. I jeszcze raz ktos zadzwonil. Tym razem Andres otworzyl.
-CZEGO!? -krzyknal
-Milo witasz gosci -powiedziala Fran i weszla
-Czesc -przytulilam ja. -Czemu bez Marco? -zapytalam
-Juz idzie -pokazala na drzwi. Marco wszedl zasapany z jakimis torbami
-Ladnie meza urzadzilas -przewrocil Andres oczami. Wszyscy sie zasmiali, oprocz Marco.
-Haha -powiedzial zalosnie Marco i pudla jemu spadly.
-Co w nich jest? -zapytalam, a Andres pomogl mu podnosic te pudla
-Prezent -Fran usmiechnela sie. Spojrzalam na nia dziwnie
-Jaki? -zapytal Andres
-No dla mojego chrzesniaka -powiedziala Francesca
-Jakiego chrzesniaka??! -zapytalam zszokowana
-Marco -Francesca wskazala na Marco
-Francesca chce spodziewac sie u was dziecka -wydusil Marco, a Andres pomagal mu w tych pudlach
-CO!?- wykrzyknelam. -Fran, my nawet slubu nie wzielismy -powiedzialam nieco spokojniej
-No wiem, ale to na przyszlosc -powiedziala Francesca
-Ufff -przetarl czolo Marco. -Koniec! -powiedzial z ulga. -Kochana droga, jestes mi cos winna. -zwrocil sie Marco do Francesci
-A to sie zobaczy. -powiedziala. -Kochana, my juz zmykamy. Pa -pozegnalismy sie. Od razu poszlam do kuchni, zas Andres do salonu.
-KOCHANIE!! -zawolalam Andresa, a on przylecial jak wilk za jedzeniem.
-Co sie dzieje? -usmiechnal sie
-Urzadzamy wieczor kawalerski i paniejski? Oddzielnie! -zaproponowalam. On mnie namietnie pocalowal i poszedl na gore. Wiem, ze to znaczylo ''Tak'' . Juz dzwonie do dziewczyn :)
--------------------------------------------------------------------------------------------
Ka bum!
Napisalam.. Krotki i nudny, ale w nastepnym bedzie fajniej :) Mam nadzieje ze sie podoba :P Streszczalam sie poniewaz u mnie te awarie to .... MASAKRA!!
Do nastepnego :)))))
Kocham Twoje opowiiadania!!! Czekam na nastepny roździał :) Pozdrawiam :***
OdpowiedzUsuńDziękuję ♥ ♥
Usuń